ALBUM ROKU 2002 (nadal 20 lat później!)
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
Dwa ogłoszenia parafialne!
1. Dostałem listę numer 1 od Bartosza. Tym samym składam na jego ręce swoją listę (lista numer 2).
2. Z racji spowolnienia w zabawie, częściowo spowodowanego - jak zasugerował mi anonimowy informator - pewnymi wydarzeniami ze świata prawdziwego, jestem zmuszony przedłużyć głosowanie.
Tym samym finał głosowania przesuwa się z 27 marca na 24 kwietnia!
1. Dostałem listę numer 1 od Bartosza. Tym samym składam na jego ręce swoją listę (lista numer 2).
2. Z racji spowolnienia w zabawie, częściowo spowodowanego - jak zasugerował mi anonimowy informator - pewnymi wydarzeniami ze świata prawdziwego, jestem zmuszony przedłużyć głosowanie.
Tym samym finał głosowania przesuwa się z 27 marca na 24 kwietnia!
Kilka poleceń ode mnie:
Boards of Canada - Geogaddi
IDM, Ambient, Tangerine Dream puszczone od tyłu
Moja ulubiona płyta rocznika 2002, przynajmniej jeżeli chodzi o muzykę popularną. Melodyjna, oniryczna, nastrojowa elektronika w wajbie późnych lat 60' przemielonych przez technologię wczesnych lat 00'. Chyba najlepszy Boards, jedna z najlepszych płyt elektronicznych ever, więc jeśli ktoś nie zna, albo zna, ale nie słyszy tu nic nadzwyczajnego, to warto. Moim więcej można wynieść z czterdziestu posłuchańGeogaddi niż zapoznania czterdziestu innych rzeczy AD 2002...
William Basinski - The Disintegration Loops
Orkiestralny ambient, muzyka na taśmach
Piękna płyta, cudowny hołd dla ofiar WTC, niezwykłe zaadoptowanie konceptów awangardowych do muzyki popularnej. I, okej, nie jest to album, który spodoba się każdemu, bo to jednak jedna melodia odtwarzana w pętli przez godzinę, ale jak ktoś lubi rzeczy dziwne, a ładne to jest to rzecz pod niego.
Loscil - Submers
Ambient Ambient techno
Pierwsza tak wybitna płyta jednego z ważniejszych przedstawicieli gatunku. Bardzo ładna, wywarzona, pełna przestrzeni muzyka.
Michael Mayer - Immer
Microhouse, Techno
Przegląd ambitniejszego techno z epoki od legendarnej wytwórni Kompakt. Raczej nikogo, kto nie lubi takiej muzyki nie przekona, ale wiem, ze na FD osoby wrogie techno stają się powoli mniejszością (dinozaurami heh ), więc wrzucam!
Murcof - Martes
Glitch, Amient, Ambient techno
Śliczne, zgliczowane, ciążące ku delikatnej muzyce kameralnej nagranie. Bardzo komunikatywne, a przy tym jednak dość ambitne.
Reverend Bizarre - In the Rectory of the Bizarre Reverend
Doom metal
Mój ulubiony doom, którego nie nagrał Black Sabbath, ani Celtic Frost. Klasyczne granie w koło dokładnie wiecie czego.
Six Organs of Admittance - Dark Noontide
Psychodeliczny folk, avant folk, drone
Urocze, transowe rzężenie w hidustańskim tonie, choć nie hindustańskie.
Aoki Takamasa - Indigo Rose
Glitch, Ambient, Minimal techno
Cudowna płyta! Brzmi, jak kołysanki kosmitów, czy coś takiego To znaczy, jest to jednocześnie muzyka bardzo zwiewna i eteryczna i mocno niepokojąca. Czy inaczej - po prostu bardzo narkotyczna!
Jah Wobble's Solaris - Live in Concert
Kosmiczny dub
Granie bardzo w duchu tego forum, które spodoba się większości fanów space rocka, berlińskiej elektroniki, starego jazzu fusion ect.
Beth Gibbons & Rustin Man - Out of Season
Folk, ambient
Nazwiska mówią wszystko o zawartości. O jakości też, więc jeżeli ktoś nie zna polecam sprawdzić!
Boards of Canada - Geogaddi
IDM, Ambient, Tangerine Dream puszczone od tyłu
Moja ulubiona płyta rocznika 2002, przynajmniej jeżeli chodzi o muzykę popularną. Melodyjna, oniryczna, nastrojowa elektronika w wajbie późnych lat 60' przemielonych przez technologię wczesnych lat 00'. Chyba najlepszy Boards, jedna z najlepszych płyt elektronicznych ever, więc jeśli ktoś nie zna, albo zna, ale nie słyszy tu nic nadzwyczajnego, to warto. Moim więcej można wynieść z czterdziestu posłuchańGeogaddi niż zapoznania czterdziestu innych rzeczy AD 2002...
William Basinski - The Disintegration Loops
Orkiestralny ambient, muzyka na taśmach
Piękna płyta, cudowny hołd dla ofiar WTC, niezwykłe zaadoptowanie konceptów awangardowych do muzyki popularnej. I, okej, nie jest to album, który spodoba się każdemu, bo to jednak jedna melodia odtwarzana w pętli przez godzinę, ale jak ktoś lubi rzeczy dziwne, a ładne to jest to rzecz pod niego.
Loscil - Submers
Ambient Ambient techno
Pierwsza tak wybitna płyta jednego z ważniejszych przedstawicieli gatunku. Bardzo ładna, wywarzona, pełna przestrzeni muzyka.
Michael Mayer - Immer
Microhouse, Techno
Przegląd ambitniejszego techno z epoki od legendarnej wytwórni Kompakt. Raczej nikogo, kto nie lubi takiej muzyki nie przekona, ale wiem, ze na FD osoby wrogie techno stają się powoli mniejszością (dinozaurami heh ), więc wrzucam!
Murcof - Martes
Glitch, Amient, Ambient techno
Śliczne, zgliczowane, ciążące ku delikatnej muzyce kameralnej nagranie. Bardzo komunikatywne, a przy tym jednak dość ambitne.
Reverend Bizarre - In the Rectory of the Bizarre Reverend
Doom metal
Mój ulubiony doom, którego nie nagrał Black Sabbath, ani Celtic Frost. Klasyczne granie w koło dokładnie wiecie czego.
Six Organs of Admittance - Dark Noontide
Psychodeliczny folk, avant folk, drone
Urocze, transowe rzężenie w hidustańskim tonie, choć nie hindustańskie.
Aoki Takamasa - Indigo Rose
Glitch, Ambient, Minimal techno
Cudowna płyta! Brzmi, jak kołysanki kosmitów, czy coś takiego To znaczy, jest to jednocześnie muzyka bardzo zwiewna i eteryczna i mocno niepokojąca. Czy inaczej - po prostu bardzo narkotyczna!
Jah Wobble's Solaris - Live in Concert
Kosmiczny dub
Granie bardzo w duchu tego forum, które spodoba się większości fanów space rocka, berlińskiej elektroniki, starego jazzu fusion ect.
Beth Gibbons & Rustin Man - Out of Season
Folk, ambient
Nazwiska mówią wszystko o zawartości. O jakości też, więc jeżeli ktoś nie zna polecam sprawdzić!
A propos tej ostatniej, to bardzo ciekaw jak sobie poradzi i czy np. pokusi się o powtórzenie sukcesu Goldfrappa z roku 2000?... Nie wiem, czy słusznie, ale te dwie płyty mi się w jakiś sposób kojarzą, może dlatego, że Goldfrapp kojarzy mi się nieodmiennie z Portishead. Ja je w każdym razie plasuję w podobnych rejonach, jakkolwiek Felt Mountain, według mnie, lepsza.
Za to Geogaddi bardzo na tak, wiadomo, że Gusła to nie są, ale można liczyć ode mnie na przyzwoite punkty.
Dzięki za inne, nieznane mi rekomendacje. Przedłużony termin daje szanse na więcej odsłuchów. Może też uda się coś od Retromaniaka
jeszcze nie wymarlyźmy!Bartosz pisze:na FD osoby wrogie techno
Za to Geogaddi bardzo na tak, wiadomo, że Gusła to nie są, ale można liczyć ode mnie na przyzwoite punkty.
Dzięki za inne, nieznane mi rekomendacje. Przedłużony termin daje szanse na więcej odsłuchów. Może też uda się coś od Retromaniaka
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4219
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
z szuflady Big-Bandowej:
Guillermo Klein, Los Guachos – Los Guachos III
Puryści od definicji muzycznych, mogą się żachnąć: jedenastu to jeszcze nie Big Band. Owszem... ale słychać big-bandowy sound i trudno, mnie w każdym razie, pozbawiać się tego tytułu z szuflady: duże składy.
Argentyński muzyk o poważnych umiejętnościach aranżerskich zaskakuje powściągliwym czerpaniem z tradycji tanga i latynoskiego charme'u. Więcej tu odniesień do muzyki klasycznej, które nie pętając wyobraźni twórcy, wznoszą całość ku górze. To taki przykład Third Streamu gdzie szwy inspiracyjnych połączeń stają się niewidoczne. I ponieważ p. Klein, zaliczał też amerykańskie doświadczenia sceniczne to nie od rzeczy, byłaby tu taka metafora, trochę naciągnięta:
Nic tak nie zabija regionalnego akcentu jak telewizja.
Aha! Słuchanie tego dwupłytowego wydawnictwa na raty, sens ma.
Gianluigi Trovesi - Dedalo
Jeśli zignorować klamrę tej płyty, mianowicie dixielandowy, Hercab to warto pomyśleć , o tym że, nie wszystkie wizerunki Big-Bandowe są wizerunkami swingowymi. Ten, niby, truizm wybrzmiewa tu soczyście. Trovesi, jako saksofonista to jest taki sobie... rzemieślnik. Ale jako kompozytor i aranżer wyprowadza niemiecką Orkiestrę WDR Big Band
z kolein określonego decorum z polotem niebywałym. Niech nie zmyli udział syna Stockhausena (tego, właśnie), Marcusa, który zwykle, mnie, kojarzył się z rzeczami niesłuchalnymi.
To tym razem, swymi połyskującym zadęciami, wtopił się (grał melodyjnie) w istotę zamierzenia, z zastrzeżeniem poczynionym na początku opisu: to nie jest do tańca.
Dave Holland Big Band What Goes Around
Z tych trzech poleceń, to jest najbardziej ryzykowne , albowiem wielki Dave Holland, w pierwszej części płyty, zatraca się w konwencji i poza uznaniem, że to poprawne, wiele więcej powiedzieć się nie da. Szczęściem, płyta ma drugą część. Utwory Upswing i Shadow Dance (szczególnie), wskazują jaką wielką wagę dla gatunku ma materialny rytm oprawiany miękko brzmiącym wibrafonem. Jest jeszcze tytułowy What Goes Around (ponad 17 minut), który nieco bardziej przypomina lepszą, myślę, płytę Hollanda z użyciem dużego zespołu, mianowicie Overtime z 2005 (acz nagraną też w 2002 roku). Nie upieram się, co do obecności na liście startowej.
Nawet, postawiłem coś na półce i miałem pomysł też, na The Every Day, dokonanie takie, bardziej wyraziste, od innych. Rozważę zakup i miejsce na liście.
.
Guillermo Klein, Los Guachos – Los Guachos III
Puryści od definicji muzycznych, mogą się żachnąć: jedenastu to jeszcze nie Big Band. Owszem... ale słychać big-bandowy sound i trudno, mnie w każdym razie, pozbawiać się tego tytułu z szuflady: duże składy.
Argentyński muzyk o poważnych umiejętnościach aranżerskich zaskakuje powściągliwym czerpaniem z tradycji tanga i latynoskiego charme'u. Więcej tu odniesień do muzyki klasycznej, które nie pętając wyobraźni twórcy, wznoszą całość ku górze. To taki przykład Third Streamu gdzie szwy inspiracyjnych połączeń stają się niewidoczne. I ponieważ p. Klein, zaliczał też amerykańskie doświadczenia sceniczne to nie od rzeczy, byłaby tu taka metafora, trochę naciągnięta:
Nic tak nie zabija regionalnego akcentu jak telewizja.
Aha! Słuchanie tego dwupłytowego wydawnictwa na raty, sens ma.
Gianluigi Trovesi - Dedalo
Jeśli zignorować klamrę tej płyty, mianowicie dixielandowy, Hercab to warto pomyśleć , o tym że, nie wszystkie wizerunki Big-Bandowe są wizerunkami swingowymi. Ten, niby, truizm wybrzmiewa tu soczyście. Trovesi, jako saksofonista to jest taki sobie... rzemieślnik. Ale jako kompozytor i aranżer wyprowadza niemiecką Orkiestrę WDR Big Band
z kolein określonego decorum z polotem niebywałym. Niech nie zmyli udział syna Stockhausena (tego, właśnie), Marcusa, który zwykle, mnie, kojarzył się z rzeczami niesłuchalnymi.
To tym razem, swymi połyskującym zadęciami, wtopił się (grał melodyjnie) w istotę zamierzenia, z zastrzeżeniem poczynionym na początku opisu: to nie jest do tańca.
Dave Holland Big Band What Goes Around
Z tych trzech poleceń, to jest najbardziej ryzykowne , albowiem wielki Dave Holland, w pierwszej części płyty, zatraca się w konwencji i poza uznaniem, że to poprawne, wiele więcej powiedzieć się nie da. Szczęściem, płyta ma drugą część. Utwory Upswing i Shadow Dance (szczególnie), wskazują jaką wielką wagę dla gatunku ma materialny rytm oprawiany miękko brzmiącym wibrafonem. Jest jeszcze tytułowy What Goes Around (ponad 17 minut), który nieco bardziej przypomina lepszą, myślę, płytę Hollanda z użyciem dużego zespołu, mianowicie Overtime z 2005 (acz nagraną też w 2002 roku). Nie upieram się, co do obecności na liście startowej.
Sprawdzałem kiedyś, co Cinematic Orchestra, ma do zaoferowania, mnie.Artur.O pisze:...
Cinematic Orchestra, The - Every Day
Nu jazzowo-trip-hopowa wyprawa po ciemnych zaułkach miast. Parę piosenek przyozdobionych nienagannym gospelowym piosenkarstwem, jedna z nawet świetnym rapem.
...
Nawet, postawiłem coś na półce i miałem pomysł też, na The Every Day, dokonanie takie, bardziej wyraziste, od innych. Rozważę zakup i miejsce na liście.
Za to tu, jestem niewzruszony. Osobliwe, bo i tę i Secret South (9 miejsce w 2000 ), mam na półce. Folklore, mnie nieco bardziej, pasuje. Tym niemniej nie dostrzegam arcydzielności tych dźwięków.Crazy pisze:...
16 Horsepower - Folklore - jak mówię, jeszcze do bliższego przyjrzenia się w sensie głosowania, punktów itd., ale na pewno co najmniej bardzo miłe odsłuchy mnie czekają, dobrze się tego słucha. Zważywszy na nieoczekiwany sukces w 2000, coś może z tego być.
Właściwie po latach zyskała, wyprzedzając nawet, w kategorii tych smutniejszych, wydawało się niedoścignioną, Cowboy Junkies – The Trinity SessionBartosz pisze:Kilka poleceń ode mnie:
Beth Gibbons & Rustin Man - Out of Season
Folk, ambient
Nazwiska mówią wszystko o zawartości. O jakości też, więc jeżeli ktoś nie zna polecam sprawdzić!
.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
- Taribo West
- singel kompaktowy
- Posty: 406
- Rejestracja: 06.04.2021, 11:03
- Kontakt:
Βραχνός προφήτης (his best album) is from 2000, Αγρύπνια is the following one and it is from 2002Crazy pisze:Też się nad tym zastanawiałem, słuchając ostatnio tej z 2000. Na youtubie niby ta obecna też jest, ale słuchając, odnosiłem dziwne wrażenie, że nie wiem, czy aby na pewno słucham tego, co stoi w opisie.Artur.O pisze:[Thanasis Papakonstantinou] - Αγρύπνια
Nie dotarłem jeszcze do tej płyty, ale zwracam uwagę, że ten pan w 2000 roku był u nas w top 20!! A jak wypadnie ta płyta?
Jakby kto umiał zweryfikować, byłbym wdzięczny.
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4219
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Spring Heel Jack - AMaSSED
Skoro wydawnictwo zaistniało w pierwszej edycji plebiscytu, to nie wypada by zabrakło go w drugiej. Tym bardziej, że w plebiscycie dotyczącym roku 2000, nazwa Spring Jack Heel też się pojawia.
Nie oswojonych z estetyką, upomnę: nie poprzestańcie na jednym odsłuchu!
Potężny bas, dudniące bębny dopełnione industrialno- tronicznym sosem i gitarą użytą w kreatywny sposób... to taki suchy opis tego co się tu dzieje.
Ale jest surowość, ponadprzeciętna i brak umizgu wobec słuchacza, jest wola eksperymentu, szczególnie w pierwszej części i są goście ( co to za goście, to na okładce, można przeczytać) ostro zaznaczający swój teren konfrontując się z minimalistyczną ideą firmujących płytę Coxona i Walesa.
Sugestia, że to reforma konwencji Drum- Bass, dotychczas eksplorowanej jest, myślę, fałszywa. To zupełnie nowa konstrukcja czy też formuła uprawiania muzycznej działalności.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Taribo, my problem is:
is this:
https://www.youtube.com/watch?v=TCjgLBS0R8Q&t=
the album we are looking for? I know it's tagged as if it was the correct one but for some reason I had doubts (don't remember why at the moment). You know, sometimes things on youtube are not the things they are supposed to be...
If you could check it out and confirm the album's identity...
is this:
https://www.youtube.com/watch?v=TCjgLBS0R8Q&t=
the album we are looking for? I know it's tagged as if it was the correct one but for some reason I had doubts (don't remember why at the moment). You know, sometimes things on youtube are not the things they are supposed to be...
If you could check it out and confirm the album's identity...
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
Oleeks pisze:Wilco - Yankee Hotel Foxtrot
Jestem wielkim fanem tej płyty. Jak na muzykę spod znaku indie rocka to niebywale różnorodne wydawnictwo, muzyka przepełniona jest różnorodnością i bogactwem w warstwie brzmieniowym. Poza tym całość wypełniona po brzegi świetnymi melodiami. Dla mnie jedna z płyt całej dekady.
Posłuchałem tego sporo i znajduję się gdzieś pomiędzy panami. Jest to bardzo fajna muzyka, może nawet nie tylko fajna, ale i ambitna, bo w umiejętny sposób łączy inspiracje stare (psychodelia i melodyka lat 60 się wyraźnie kłania) i nowe (wydaje mi się, że uważnie słuchali Kid A i wyciągnęli twórcze wnioski). Natomiast pewną zagadką pozostaje dla mnie wybitność tej płyty i jej czołowe miejsce na rozmaitych listach roku, dekady itp. (również w poście Oleeksa) - dla mnie jest tu dużo talentu, dużo muzykalności, ale brakuje iskry i jakiejś wyjątkowości. Może trochę takie wątpliwości, jakie koledzy w sąsiednim wątku zgłaszali odnośnie Steely Dan.Artur.O pisze:Kilka zgrabnych piosenek, parę ciekawych aranżacji - całość jednak jest dla mnie nieco nudna. Fenomen, który wydaje mi się trochę dziwny.
W każdym razie mój głos pewny, nawet jeżeli z Nine Inch Nails nie powalczą (to tak a propos iskry ).
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4219
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Carlos Barretto Trio - Radio Song
Trzeba zaznaczyć, iż popularność tej płyty zaczęła się po reedycji z 2007 z inną okładką i niektóre z portali ten rok wskazują jako rok premiery.
Portugalski basista Barretto, to muzyk któremu przyciasno w jednej estetyce, więc łamie zasady i przekracza granice. W tym przypadku ze swoim Trio: Mario Delgado- gitary i Jose Salgueiro - bębny, wychodzi poza mainstreamowy banał.
Samonarzucające się porównanie z Bright Size Life, nie trafione o tyle, że brak tu konfrontacyjnego podejścia uczestników sesji. Takoż sam lider, jeśli nienaganny warsztatowo, to przecież prezentujący inne podejście do instrumentu, niż Pastorious (w użyciu bywa smyczek).
I w zasadzie, to wystarczyłoby by płytę polecić, dorzucając info o starannej realizacji ( zwykle myślę, wówczas, o braku szczęścia Scotta LaFaro do realizatorów sesji' w których brał udział).
Ale... jak widać na okładce jest Gość i to jak ten materiał zyskuje na udziale Sclavisa, to trzeba posłuchać.
Swoboda i intensywność jaką Sclavis wnosi w tę sesję, generuje potrzebę, by to spotkanie nazywać <historycznym>, a ja jeśli przesadzam to niewiele .
W 2002 jazz odzyskiwał należne sobie miejsce, nawet jeśli:
rzeczywiście wzniósł się ponad, niewygaszaną w zasadzie nigdy, potrzebę popisywania się umiejętnościami technicznymi. Tu nie przekracza granicy, za którą kończy się dobry smak . Tak się zdarzy, jeszcze ze dwa razy .B.J. pisze:...
Tymczasem: Joe Bonamassa - So, It's Like That (2002)
Fajne bluesrockowe granie, dobre zawsze i wszędzie. Konkret.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Z wpisów wynika, że tym razem chłopakom udało się połączyć różne frakcje i mogą liczyć na dobry wynik.Crazy pisze:nawet jeżeli z Nine Inch Nails nie powalczą (to tak a propos iskry ).
Ciekawe, czy gdyby uwzględnić to, jak płyta była wydana i zapisać przykładowo:
Nine Inch Nails - And All That Could Have Been (incl. Still)
to, by się mogli pokusić o podium?
Istotne pewnie, czy ktoś w ogóle zakłada głosować na obie oddzielne pozycje, czy tylko na jedną z nich. Mi niestety na obie nie starczy miejsca, a w sumie po odsłuchach chyba jednak wolałbym gdyby głos odnosił się do całości wydawnictwa (będzie wyżej!)
O! To wielce krzywdząca opinia moim zdaniem. Nigdy się jeszcze z taką nie spotkałem, a muzycznych przyjaciół słuchających rzeczonego mam wielu. Swoją drogą ten album "taki se", słychać nieopierzonego Joe. Słucha się bez nerwowych tików, ale kuda mu do kolejnych produkcji.esforty pisze:rzeczywiście wzniósł się ponad, niewygaszaną w zasadzie nigdy, potrzebę popisywania się umiejętnościami technicznymi. Tu nie przekracza granicy, za którą kończy się dobry smak . Tak się zdarzy, jeszcze ze dwa razy .Tymczasem: Joe Bonamassa - So, It's Like That (2002)
Fajne bluesrockowe granie, dobre zawsze i wszędzie. Konkret.
Nie stwierdziłem póki co w roczniku 2002 jakichś rewolucyjnych dla mnie odkryć (zaznaczam jednak, że nie sięgnąłem jeszcze po Dyna Blaster ), których w 2001 i 2000 nie zabrakło.
Póki co mogę powiedzieć, że kompletnie mi nieznanym albumem, który BARDZO mi się spodobał i słuchałem go już naprawdę sporo razy jest Peter Murphy - Dust. Jak już było mówione, świetne połączenie nowofalowego chłodu z żywą pulsacją "muzyki świata". Tego określenia nie lubię, natomiast bardzo pasuje mi porównanie tej muzyki do Dead Can Dance i to takiego naprawdę dobrego Dead Can Dance. Wpływy przede wszystkim orientalne, tureckie, świetnie mi się tego słucha.
Tutaj muszę jeszcze poszukać całości:
Poza tym słucham sporo rocznikowego hiphopu, niebawem wpis podsumowujące poszukiwania
Póki co mogę powiedzieć, że kompletnie mi nieznanym albumem, który BARDZO mi się spodobał i słuchałem go już naprawdę sporo razy jest Peter Murphy - Dust. Jak już było mówione, świetne połączenie nowofalowego chłodu z żywą pulsacją "muzyki świata". Tego określenia nie lubię, natomiast bardzo pasuje mi porównanie tej muzyki do Dead Can Dance i to takiego naprawdę dobrego Dead Can Dance. Wpływy przede wszystkim orientalne, tureckie, świetnie mi się tego słucha.
Tutaj muszę jeszcze poszukać całości:
Utwór tytułowy rewelacyjny.esforty pisze:Carlos Barretto Trio - Radio Song
Na razie słuchałem tylko jakichś fragmentów dla oswojenia, ale pewnie trzeba by się zagłębić. Przypomnę, co pisał o tej płycie akond:esforty pisze:Spring Heel Jack - AMaSSED
akond pisze:Sam posiadam późniejszą o dwa lata AMaSSED i jest to album totalny. Ekstatyczny obłęd, którego gatunku nie jestem w stanie scharakteryzować nawet w sposób przybliżony (tym bardziej, że co utwór, to inna stylistyka, ale równocześnie wcale to nie jest eklektyczne).
Poza tym słucham sporo rocznikowego hiphopu, niebawem wpis podsumowujące poszukiwania
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
A znasz Snowy White and The White Flames - Restless To taki blues rock, co nie stoi w miejscu. Niektórzy nawet przypisują mu cechy progresu. Ja tam się nie znam na łatkach, ale wiem jedno - b. dobrze mi się tego słucha.Crazy pisze:Nie stwierdziłem póki co w roczniku 2002 jakichś rewolucyjnych dla mnie odkryć (...)
Proszę o dopisanie