Folk i rock w jednym stali domu

Forum podstawowe.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

bananamoon
maxi-singel analogowy
Posty: 548
Rejestracja: 20.09.2017, 19:21

Post autor: bananamoon »

akond pisze:Paolo Angeli, Iva Bittová – Sul Filo [AnMa Productions / ReR Megacorp, 2019]

...Nagrania poskładane ze wspólnych koncertów w latach 2015-17.
Do posłuchania tutaj:

https://angelimanucheproductions.bandca ... m/sul-filo

Od twórczego napięcia aż iskrzy. Dźwięki generowane przez gitarowe ustrojstwa Paola miękko się wpasowują w pajęczynę tkaną głosem i skrzypcami Ivy.
Mam wrażenie, że zestaw zawarty na płycie z grubsza dobrze oddaje przebieg i dramaturgię pojedynczego koncertu. Bardzo chciałbym być na takim występie (Ivę widziałem dwukrotnie, za każdym razem było to duże wydarzenie).
Dotarła do mnie polecana przez Ciebie muzyka - mniamuśne!

Piccola Orchestra Gagarin "Vostok"

Niech Was nie zniechęci okładka płyty - niech raczej zachęci.
Międzynarodowy, niebanalny skład osobowy i instrumentalny, w muzyce zainspirowanej lotem Jurija Gagarina w kosmos...
...odsłaniającej strzępy dawnej klasyki, bliskowschodnią retorykę, wykwintne arabizmy, słowiański folklor, kameralistykę zabarwioną wielogatunkowym podtekstem, pop-melodie, dżemujące kulminacje...a nawet bard-pieśni (oczywiście śpiewane w języku rosyjskim).
Całość rozwichrzona, namiętna, bezkolizyjna.

Na orbicie.

Sasha Agranov - wiolonczela, śpiew
Paolo Angeli - preparowana gitara sardyńska, śpiew
Oriol Roca - perkusjonalia, efekty

https://www.discogs.com/Piccola-Orchest ... e/10409135

Obrazek
bananamoon
maxi-singel analogowy
Posty: 548
Rejestracja: 20.09.2017, 19:21

Post autor: bananamoon »

The Incredible String Band "On Air"

Little girl, I love you
Everybody has good times
Everybody knows tears that fall
You and me, we had something higher than just good times
Something else that I just can't find without you

Without you got emptiness
Without you got emptiness
Without you I've got an emptiness
That's lower
That is lower
Than just about anything at all

Pick up, let me pick up
Let me pick up on your lovelight
Please, let it shine on me
I want that more, I want that more
Than just about anything at all

Little girl, I love you
Spend my waking hours in thoughts of you
You held your love light high
And it shone
And it shone down on me
But you let it fall so low that I could not see

Without you got emptiness
Without you got emptiness
Without you I've got an emptiness
That's lower
That is lower
Than just about anything at all

https://www.discogs.com/The-Incredible- ... se/1252945

Obrazek

Tim Buckley "Once I Was"

And sometimes I wonder
Just for a while
Will you ever remember me?

Sometimes I think about Saturday's child
And all about the times when we were running wild
I've been out searching for the dolphins in the sea
Oah, but sometimes I wonder, do you ever think of me?

https://www.discogs.com/Tim-Buckley-Onc ... se/1763103

Obrazek
Awatar użytkownika
akond
longplay
Posty: 1394
Rejestracja: 04.09.2020, 13:09
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: akond »

Kapela Ze Wsi Warszawa - NORD [Karrot Kommando, 2012]

Coś w sam raz na pobudzenie / wyciszenie* emocji przed rozpoczęciem / po zakończeniu* pojedynku Polska - Szwecja.
Też spotkanie Polaków (Kapela) ze Szwedami (Hedningarna), tyle że na muzycznej murawie.

I warto pamiętać, że jednym z tradycyjnych szwedzkich tańców ludowych jest Polska :-).

*) niepotrzebne skreślić

https://karrot.pl/nord

Magdalena Sobczak-Kotnarowska - śpiew, cymbały, skrzypce, baraban
Sylwia Świątkowska - śpiew, skrzypce, fidel płocka, basy
Ewa Wałecka - śpiew, skrzypce
Piotr Gliński - baraban, perkusjonalia
Paweł Mazurczak - kontrabas
Maciej Szajkowski - bęben obręczowy, perkusjonalia

gościnnie:
Hedningarna (1, 2)
-- Anders Norudde - moraharpa, szwedzkie dudy
-- Hallbus Totte Mattson - mandora, lira korbowa
-- Samuel Anderson - moraharpa, skrzypce oktawowe
-- Valter Kinbom - perkusjonalia
Sandy Scotfield - głos, bęben szamański (10)
Miłosz Gawryłkiewicz - trąbka, flugelhorn (1, 3, 6)
Władysław Pogoda z Kolbuszowej, Tadeusz Zygadło z Goniwilka Starego - głos (4)

Obrazek

PS. Nie zabierałem głosu w dyskusji o KZWW (wątek plebiscytowy), ale tu się przyznam: wczesne płyty do mnie przemawiają umiarkowanie, Kapela przebiła się u mnie dopiero za sprawą właśnie albumu NORD (a i to nie od razu i nie do końca). Najnowsze dzieła lubię jeszcze bardziej (Re:akcja mazowiecka, Uwodzenie).
.
Awatar użytkownika
Paweł
longplay
Posty: 1443
Rejestracja: 02.09.2019, 14:00
Kontakt:

Post autor: Paweł »

akond pisze:PS. Nie zabierałem głosu w dyskusji o KZWW (wątek plebiscytowy), ale tu się przyznam: wczesne płyty do mnie przemawiają umiarkowanie, Kapela przebiła się u mnie dopiero za sprawą właśnie albumu NORD (a i to nie od razu i nie do końca). Najnowsze dzieła lubię jeszcze bardziej (Re:akcja mazowiecka, Uwodzenie).
Dobrze wiedzieć, bo do mnie Wiosna ludu (innych płyt nie znam) też przemawia umiarkowanie. Jakiś potencjał w tym słyszę, ale nie czuję tego tak do końca. Warto więc sprawdzić któryś z późniejszych albumów przez Ciebie wzmiankowanych.
Crazy
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5627
Rejestracja: 19.08.2019, 16:15

Post autor: Crazy »

Mam pewne pytanie i z góry przepraszam, bo to prywata. Ale ośmielam się, bo może jakaś szersza korzyść poznawcza z tego też wyniknie?

Potrzebuję pomysłów do pracy akademickiej - ale takiej krótkiej, raczej typu praca zaliczeniowa - która oprze się o muzykę ludową jakiegoś kraju europejskiego i pójdzie w kierunku wyznaczanym przez hasła: od lokalności do ogólności, od muzyki ludowej do muzyki profesjonalnej (nie podoba mi się to określenie, ale chyba wiadomo, o co chodzi).

Powiedzmy, że gdybym chciał się zabrać za góralszczyznę, to napisałbym parę słów o muzyce góralskiej, opierając się na współczesnych wykonaniach nazwijmy to "folkowych", potem parę słów o Szymanowskim czy innych kompozytorach, którzy inspirowali się tą stylistyką, potem dla odmiany o Namysłowskim, że i w jazzie..., De Press, dla kurażu dorzucić jeszcze jakichś Golców i praca gotowa ;-)

Tylko że łatwo jest napisać skrótową i niepogłębioną, ale trafną pracę na temat, o którym się sporo wie. Gorzej, kiedy się niewiele wie. Potrzeba tropów, żeby mieć pomysł, z której strony w ogóle zacząć. O takie tropy - od muzyki ludowej w różne kierunki muzyki, niech będzie, "profesjonalnej" - Was pytam (znaczy nie ja, ale ktoś, kto poprosił mnie o pomoc, a mi jakoś pomysły nie przychodzą do głowy).

Mi to najbardziej irlandzkie tropy krążą, ale coś nie mogę ich skonkretyzować... (no i nic nie wiem o tamtejszej muzyce klasycznej).
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
Awatar użytkownika
B.J.
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 14830
Rejestracja: 11.04.2007, 21:33

Post autor: B.J. »

Ne wiem, czy Okechukwu przeczyta Twój apel, więc sugerowałbym wysłać mu PMką.
Ja niestety słabo się orientuję w folku. A propos Irlandii (oraz muzyki celtyckiej) mogę tylko rzucić oczywiste Clannad i The Waterboys, tudzież nasze rodzime Carrantuohill. W tym ostatnim gra mój ziomek, artysta szkolony - gdyby trzeba było iść tym tropem mogę go przepytać.
Awatar użytkownika
Adi
epka kompaktowa
Posty: 1097
Rejestracja: 07.09.2017, 19:52
Lokalizacja: Nowe Miasto nad Wartą

Post autor: Adi »

Panowie, a znacie, słuchaliście Pannę Catherine Ribeiro + Alpes?
"Nie jesteśmy wrogami lecz przyjaciółmi. Wrogami być nam nie wolno. Choć targają nami namiętności nie mogą zerwać więzów serdecznych. Tajemny akord pamięci zagra trącony ponownie przez anielskie struny naszej natury" - Martin Luther King
Awatar użytkownika
Oleeks
singel analogowy
Posty: 353
Rejestracja: 05.04.2015, 18:24
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Oleeks »

Obrazek

Buffalo Springfield - Buffalo Springfield (1967)


Zespół ten należał do jednych z najważniejszych muzycznej sceny drugiej połowy lat sześćdziesiątych. Wszakże to tutaj swoją karierę zaczynał Stephen Stills, a przede wszystkim Neil Young. Ich kariery na dobre rozbłysły dopiero po odejściu z macierzystego zespołu i bardzo możliwe, że pamięć o Buffalo Springfield jest podtrzymywana głównie ze względu na ich późniejsze dokonania. Nie ukrywam, że ja również o nich usłyszałem będąc już oddanym fanem Neila Younga. Wówczas niespecjalnie mnie ich debiut zachwycił. Postanowiłem jednak do tego wydawnictwa powrócić po latach.

Na początek trochę historii. Buffalo Springfield to folk-rockowa grupa muzyczna założona w 1966 roku, która zgodnie z duchem epoki maczała palce w psychodelii i była ważnym elementem kultury hippisowskiej. Członkami zespołu oprócz wspomnianych powyżej Stillsa i Younga, byli również Ritche Furay, Bruce Palmer i Dewey Martin. Po zakończeniu krótkiej – bo zaledwie trzyletniej – działalności zespołu oni również rozpoczęli kariery solowe, jednak pozbawione większych sukcesów. Prawdziwą siłę stanowili będąc w jednej grupie. Większość składu znała się wcześniej z kalifornijskiej sceny muzycznej. Wyjątek stanowili Young i Palmer, czyli rodowici Kanadyjczycy. Stephen Stills poznał jednak Younga rok wcześnej, gdy ten występował wraz z Palmerem w zespole The Mynah Birds. Projekt okazał się jednak niewypałem (wydane zostały zaledwie dwa single) i po tym fiasku podjęli decyzję, aby ruszyć do Los Angeles i odnaleźć Stillsa. Jak się później miało okazać, misja zakończyła się sukcesem, panowie muzycy odnaleźli się na zachodnim wybrzeżu i tym samym dali początek nowemu zespołowi, który nazwali Buffalo Springfield.

Początki ich kariery należy uznać za typowe. Grali jako support dla bardziej uznanych zespołów, takich jak rewelacja sezonu The Byrds. Mozolnie budowali swoją reputację, ale włożony trud opłacił się i zaowocował kontraktem z wytwórnią Atco – jedną z filii Atlantic Records. Nie minął rok od ich wzajemnego odnalezienia na ulicach Los Angeles, a już udało im się wydać debiutancki album.

Wiele wskazywało jednak na to, że ich eponomiczny debiut przepadnie w czeluści historii. Singiel promujący płytę "Nowadays Clancy Can’t Even Sing" nie odniósł większego sukcesu na listach przebojów, a sama płyta mimo tego, że cieszyła się pozytywnymi recenzjami, nie podbiła serc masowego słuchacza. Ich sytuacja odmieniła się diametralnie wraz z wydaniem singla "For What It’s Worth", niecały miesiąc po premierze albumu. Singiel stał się jednym z najbardziej znanych protest-songów lat sześćdziesiątych i pozwolił wywindować pozycję zespołu. Teraz nie byli już kolejną lokalną bandą, o której historia zapomni. Z miejsca stali się rozpoznawalni jak największe rockowe sławy i zostali idolami tłumów.

Z perspektywy czasu nalezy jednak ocenić tę płytę dosyć surowo. "For What It’s Worth" to jeden z hymnów całego pokolenia, ale przecież nie znalazł się nawet na pierwszy wydaniu albumu. Poza tym utworem brak tutaj kolejnej, wybijającej się ponad przeciętność kompozycji. Na tym etapie zespół nie grzeszył innowacyjnym pomysłem na swoją muzykę, nagrywając głównie folkowe ballady, z lekką domieszką psychodelii i inspirując się tym, co akurat tworzyli The Beatles. Utwory w większości są zbliżone do siebie brzmieniowo, dzięki czemu trudno w ich obrębie znaleźć jasne punkty. Osobiście dla mnie wartymi uwagi są jedynie wspomniany już pierwszy singiel "Nowadays Clancy Can't Even Sing" i wydany na drugiej stronie singla "Do I Have to Come Right Out and Say It". Pozostałe, to zaledwie niezłe, niewybijające się ponad równy poziom utwory, często w warstwie tekstowej zahaczające o tematy miłosne, co nijak koresponduje z przesłaniem największego hitu grupy.

Dzisiaj debiut Buffalo Springfield ma znaczną wartość historyczną i z tego powodu warto tę płytę poznać. Zaprawdę trudno zestawić tę płytę wśród najlepszych wydawnictw epoki czy nawet rocznika. Błąd popełni jednak ten, kto uzna, że nie warto sobie zawracać głowy tym półgodzinnym materiałem. Dla każdego fana i obserwatora kultury hippisowskiej to jedna z cegiełek składających się na całość tego pięknego i nieco naiwnego ruchu.
Awatar użytkownika
gharvelt
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5827
Rejestracja: 14.04.2014, 20:52
Lokalizacja: Kraków

Re: Folk i rock w jednym stali domu

Post autor: gharvelt »

W ostatnich tygodniach poszukując nieznanej mi muzyki sięgałem po różne rekomendacje spoza FD i tym sposobem odnalazłem paru całkiem interesujących wykonawców. Zaliczyć do nich można Les Cowboys Fringants, na których trafiłem po nitce do kłębka, słuchając wcześniej innej formacji z tego regionu i zaliczanej z grubsza do tego samego gatunku. Poznałem kilka płyt, z których dwie z przekonaniem mogę polecić - w skrócie opisuję poniżej. Zespół zdaje się być tutaj mało znany, wyszukiwarka wskazuje na raptem jeden wpis, zatem w ramach promocji rekomenduję:


Les Cowboys Fringants - La Grand-Messe (2004)

Obrazek

Francuskie chanson, czasem z rockowym zacięciem (może nawet i punkowym?), a czasem powiązane z country czy folkiem, w służbie zaangażowania na rzecz rodzimego Quebec'u. Już w drugim utworze brzmienie kojarzy się z charakterystycznymi dźwiękami innych zespołów z tego regionu, lepiej znanych na FD, pomimo że Les Cowboys Fringants nie mają nic wspólnego z tamtejszą sceną 70s-owego folk-prog-jazzrocka. Choć z pozoru mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z dość prostą muzyką, warto zwrócić uwagę, iż do nagrania użyto naprawę bogatego zestawu instrumentów, w tym takich jak puzon, tamburyn, wiolonczela, trąbka, flet, banjo, a także te mniej popularne (np. darbuka czy grelot). W tym zróżnicowaniu pragnę podkreślić ogromną zasługę multiinstrumentalistki Marie-Annick Lépine. Zwłaszcza jej gra na akordeonie, z którą możemy obcować na znacznej części albumu, pasuje doskonale i nadaje wyjątkowego klimatu. Album kończy ballada z mieszanymi wokalami i udziałem harmonijki.

Plus rien
La reine


Les Cowboys Fringants - L'expédition (2008)

Obrazek

Tym razem trochę mniejsze zróżnicowanie stylistyczne czy w zakresie instrumentów, a oprócz (zamiast?) lokalnego aktywizmu więcej pesymistycznego, chłodnego spojrzenia na codzienność - z dobrze korespondującą okładką. Pomimo tego muzyka wcale nie stała się mniej chwytliwa, błyskawicznie wpada w ucho i potrafi zauroczyć od samego początku. Nastrojowość przemieszana z dynamicznymi fragmentami to sprawdzony patent. Gdzieniegdzie wokalowi oraz warstwie instrumentalne towarzyszy... klaskanie; trzeba przyznać, że całkiem pasujące :) A na koniec całkie interesujące wykorzystanie kanonu Pachelbela - co najlepsze - bez popadania w kicz. Możliwe, że całościowo najdojrzalszy album zespołu.

Chêne et roseau
Une autre journée qui se lève
Crazy
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5627
Rejestracja: 19.08.2019, 16:15

Re: Folk i rock w jednym stali domu

Post autor: Crazy »

gharvelt pisze: 07.10.2023, 16:55
Les Cowboys Fringants - La Grand-Messe (2004)

Obrazek

Francuskie chanson, czasem z rockowym zacięciem (może nawet i punkowym?), a czasem powiązane z country czy folkiem, w służbie zaangażowania na rzecz rodzimego Quebec'u. Już w drugim utworze brzmienie kojarzy się z charakterystycznymi dźwiękami innych zespołów z tego regionu, lepiej znanych na FD, pomimo że Les Cowboys Fringants nie mają nic wspólnego z tamtejszą sceną 70s-owego folk-prog-jazzrocka. Choć z pozoru mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z dość prostą muzyką, warto zwrócić uwagę, iż do nagrania użyto naprawę bogatego zestawu instrumentów, w tym takich jak puzon, tamburyn, wiolonczela, trąbka, flet, banjo, a także te mniej popularne (np. darbuka czy grelot). W tym zróżnicowaniu pragnę podkreślić ogromną zasługę multiinstrumentalistki Marie-Annick Lépine. Zwłaszcza jej gra na akordeonie, z którą możemy obcować na znacznej części albumu, pasuje doskonale i nadaje wyjątkowego klimatu. Album kończy ballada z mieszanymi wokalami i udziałem harmonijki.

Plus rien
La reine
Bardzo mi się podoba!
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
Awatar użytkownika
gharvelt
zremasterowany digipack z bonusami
Posty: 5827
Rejestracja: 14.04.2014, 20:52
Lokalizacja: Kraków

Re: Folk i rock w jednym stali domu

Post autor: gharvelt »

gharvelt pisze: 07.10.2023, 16:55 Les Cowboys Fringants, na których trafiłem po nitce do kłębka
... a kłębek zaczął się od tej płyty:

Mes Aïeux - En famille (2004)

Obrazek

Już pierwszy kawałek, prawdopodobnie najpopularniejszy w dorobku grupy, imponujący - można nawet się nie zorientować, że to tylko śpiew a capella + perkusja, bez udziału innych instrumentów. Na płycie dość nieszczęśliwie połączony z drugim, tj. z reelem, dlatego wolę słuchać go oddzielnie, oprócz znakomitego śpiewu także ze względu na bardzo wartościowy tekst i pasujący wideoklip (załączam link poniżej). Reszta albumu już (w większości) z solidnym udziałem instrumentów, aczkolwiek nadal to wokale przekonują mnie najmocniej, zarówno pojedynczo, jak i w często stosowanych wielogłosach. Instrumentalnie warto wyróżnić choćby wsparcie skrzypiec czy wstęp do jednego z kawałków za pomocą harmonijki. Doskonały québécois folk łączący tematykę przeszłości i przyszłości.

Dégénérations
Le repos du guerrier
esforty
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4380
Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
Lokalizacja: Łódź

Re: Folk i rock w jednym stali domu

Post autor: esforty »

Wpadłem, też z podwójnym poleceniem:

Obrazek
Alejandro Escovedo - A Man Under Influence 2001

To folk przełamywany Alt-country i Americaną. O tej piszą, że najdonioślejsza by Alejandro, że trasy promujące to pasmo sukcesów. Mnie szczególniej podoba się to co jest za pierwszą linią, ów background ale też niejednorodność materiału... że to chwilami Springsteen, innym razem Costello, zupełnie nie przeszkadza. Koincydencja muzycznej wielości z lirycznym przekazem o podwójnej świadomości świata, o byciu tu i tam.
Podeprę się, linijką z p. Świetlickiego:

Świat stoi przed nami potworem


i mniej donioślejszej, choć akurat ja, wolę tę:

Obrazek
Alejandro Escovedo - The Crossing 2018

To stręczenie zacznę od informacji istotnej, bo Artysta o teksaskim rodowodzie, nagrał płytę w Europie z udziałem włoskich muzyków i włoskiego producenta Antonio Gramentieriego. Dorzucam też, jacy muzycy, wydawnictwu dopomogli, incydentalnie: Peter Perrett i John Perry (obaj z Only Ones), Wayne Kramer ( MC5), James Williamson (The Stooges). a jest jeszcze, tak bliska niektórym :wink: , Praska Orkiestra Symfoniczna (!).
To już teraz wiadomo, że to żaden folk, a jeśli już, to szalenie postrzępiony przez <eklektyczne sztychy>. Riffy gitarowe bywają zawadiackie i zasadniczo tylko one wskazują, że to facet z prowincji. Istnieje ryzyko, iż folkowi puryści, po przeczytaniu wpisu osiwieją, ale też pamiętajmy, że folk z śpiewnika Guthrie'ego, czy wczesnego Dylana, stał się czymś martwym, tworem minionej epoki :? . Finał flojdowy.
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
ODPOWIEDZ