Pat Metheny
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Pat Metheny
https://www.guitars101.com/threads/gary ... st-3838018
https://www.guitars101.com/threads/gary ... st-3836236
Niedawno wypłynął na nowo po wielu latach nieobecności w sieci bootleg - nagrania koncertowe Gary Burtona Reunion Group z legendarnego klubu Blue Note z Nowego Yorku 1990. Wielka radość dla fanów i kolekcjonerów - bo od lat próżno było szukać nagrań koncertowych z tego ekscytującego okresu. Lider wibrafonista Burton znów na krótko połączył siły ze swoim byłym "uczniem" - Patem Metheny - panowie zeszli się po niemalże 14 latach rozłąki. Nagrali przepiękny album właśnie Reunion w doborowym towarzystwie - nie będzie przesady gdy napisze, że doszło do istnego "spotkania na szczycie" - zaprosili do współpracy basistę Willa Lee, niedocenionego pianistę Mitchela Formana ( choć grał z najlepszymi - np. Scofieldem, McLaughlinem ) oraz perkusistę Petera Erskine`a. W trakcie mini trasy koncertowej - bo muzycy grali raptem przez 3 tygodnie - tyle udało się wykroić czas bo każdy był szalenie zajęty - szczególnie Pat i Peter - doszło do małej zmiany - grającego na elektrycznym mocno bitym, funkującym basie Lee - zastąpił bardziej akustyczny i grający wszechstronniej kontrabasista Marc Johnson. Sekcja Johnscon/Erskine w tamtym czasie należała do najbardziej rozchwytywanych i najwyżej cenionych - prawie nadworna sekcja ECM ( podobnie jak dekadę wcześniej duet DeJohnette / Holland ). Jak na nagranie z widowni koncerty z Blue Note brzmią dość przyzwoicie. Dla mnie nagrania z okresu Reunion są bliskie - płytkę przypadkiem kupiłem w salonie muzycznym w Katowicach na dawnym dworcu - nie obiecywałem sobie wiele ale nazwiska szczególnie obecność Metheny były gwarancją jakości , tuż po maturze i egzaminach na studia i będąc spakowanym na wyjazd w góry. A w muzyce i kompozycjach z cudnej urody Autumn z miejsca się zakochałem ... i do dziś mi nie przeszło. Latami szukałem na próżno nagrań z koncertów tej wyjątkowej konstelacji. Płyta niestety pomijana, traktowana z lekceważeniem czy niemalże dyskryminowana - jako "ulizana", "smooth-jazzowa", nudna, nijaka - czysta bzdura. Nawet nasi "patolodzy" pokroju Kydryńskiego również zbywali ją kilkoma mało pochlebnymi zdaniami. Może wydana za szybko i w tym samym roku co inne arcydzieło - Parallel Realities z Jackiem DeJohnette i Herbie Hancockiem - to dopiero było "spotkanie na szczycie" - a na żywo dołączył do nich Dave Holland. Nie zmienia to faktu, że krótki wznowiony namiętny romans Pata i Gary`ego - przyniósł mnóstwo lekkiej, natchnionej, melodyjnej i radosnej muzyki - dalekiej od banału. Na żywo panowie mieli więcej luzu i swobody i przestrzeni na rozbudowane ale nadal melodyjne improwizacje. Panowie doskonale czuli się w swoim towarzystwie - czuć rozpalającą ich radość wspólnego muzykowania - to się słyszy - każda fraza szybuje i eksploduje zaraźliwą radochą i optymizmem. Ciekawie prezentuje niedoceniony i kojarzony z pop-jazzem Mitchel Forman. Nareszcie po latach można się upajać koncertowymi wersjami w/w Autumn, Will You Say You Will czy Tiempos Felice lub The Chief. Po raptem 3 tygodniach wojaży panowie wrócili do swoich projektów i szkoda, że w tym składzie już nigdy nie zagrali. Szkoda również, że nie został solidnie sfilmowany pełny cały koncert lub nagrany - może panowie mają w archiwach jakieś taśmy... może się doczekamy... i jak tu nie posiłkować bootlegami ?.
https://www.guitars101.com/threads/gary ... st-3836236
Niedawno wypłynął na nowo po wielu latach nieobecności w sieci bootleg - nagrania koncertowe Gary Burtona Reunion Group z legendarnego klubu Blue Note z Nowego Yorku 1990. Wielka radość dla fanów i kolekcjonerów - bo od lat próżno było szukać nagrań koncertowych z tego ekscytującego okresu. Lider wibrafonista Burton znów na krótko połączył siły ze swoim byłym "uczniem" - Patem Metheny - panowie zeszli się po niemalże 14 latach rozłąki. Nagrali przepiękny album właśnie Reunion w doborowym towarzystwie - nie będzie przesady gdy napisze, że doszło do istnego "spotkania na szczycie" - zaprosili do współpracy basistę Willa Lee, niedocenionego pianistę Mitchela Formana ( choć grał z najlepszymi - np. Scofieldem, McLaughlinem ) oraz perkusistę Petera Erskine`a. W trakcie mini trasy koncertowej - bo muzycy grali raptem przez 3 tygodnie - tyle udało się wykroić czas bo każdy był szalenie zajęty - szczególnie Pat i Peter - doszło do małej zmiany - grającego na elektrycznym mocno bitym, funkującym basie Lee - zastąpił bardziej akustyczny i grający wszechstronniej kontrabasista Marc Johnson. Sekcja Johnscon/Erskine w tamtym czasie należała do najbardziej rozchwytywanych i najwyżej cenionych - prawie nadworna sekcja ECM ( podobnie jak dekadę wcześniej duet DeJohnette / Holland ). Jak na nagranie z widowni koncerty z Blue Note brzmią dość przyzwoicie. Dla mnie nagrania z okresu Reunion są bliskie - płytkę przypadkiem kupiłem w salonie muzycznym w Katowicach na dawnym dworcu - nie obiecywałem sobie wiele ale nazwiska szczególnie obecność Metheny były gwarancją jakości , tuż po maturze i egzaminach na studia i będąc spakowanym na wyjazd w góry. A w muzyce i kompozycjach z cudnej urody Autumn z miejsca się zakochałem ... i do dziś mi nie przeszło. Latami szukałem na próżno nagrań z koncertów tej wyjątkowej konstelacji. Płyta niestety pomijana, traktowana z lekceważeniem czy niemalże dyskryminowana - jako "ulizana", "smooth-jazzowa", nudna, nijaka - czysta bzdura. Nawet nasi "patolodzy" pokroju Kydryńskiego również zbywali ją kilkoma mało pochlebnymi zdaniami. Może wydana za szybko i w tym samym roku co inne arcydzieło - Parallel Realities z Jackiem DeJohnette i Herbie Hancockiem - to dopiero było "spotkanie na szczycie" - a na żywo dołączył do nich Dave Holland. Nie zmienia to faktu, że krótki wznowiony namiętny romans Pata i Gary`ego - przyniósł mnóstwo lekkiej, natchnionej, melodyjnej i radosnej muzyki - dalekiej od banału. Na żywo panowie mieli więcej luzu i swobody i przestrzeni na rozbudowane ale nadal melodyjne improwizacje. Panowie doskonale czuli się w swoim towarzystwie - czuć rozpalającą ich radość wspólnego muzykowania - to się słyszy - każda fraza szybuje i eksploduje zaraźliwą radochą i optymizmem. Ciekawie prezentuje niedoceniony i kojarzony z pop-jazzem Mitchel Forman. Nareszcie po latach można się upajać koncertowymi wersjami w/w Autumn, Will You Say You Will czy Tiempos Felice lub The Chief. Po raptem 3 tygodniach wojaży panowie wrócili do swoich projektów i szkoda, że w tym składzie już nigdy nie zagrali. Szkoda również, że nie został solidnie sfilmowany pełny cały koncert lub nagrany - może panowie mają w archiwach jakieś taśmy... może się doczekamy... i jak tu nie posiłkować bootlegami ?.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Pat Metheny
https://ixarano.blogspot.com/2018/11/na ... -view.html
Ktoś szuka "idealnych klimatów na lato" ? . Polecam do posłuchania ten album. W sumie to dwa ale zdecydowanie pierwszy - Points of View. Na zachodnich forach "nieliczni szczęśliwcy" pieją z zachwytu i wychwalają krążek pod niebiosa. Trochę taki "great lost Pat Metheny Group album" - ale bez Pata . Bywalcy koncertów na pewno pamiętają ekspresyjną grę na przeszkadzajkach Nando na morderczej trasie The Way Up w 2005 czy pełną skupienia, czystą technicznie i błyskotliwą grę na gitarze plus świetne wokalizy. Jako lider Lauria wypadł rewelacyjnie - jego śpiew jest doskonały - może ciut się kojarzyć z Pedro Aznarem choć jego głos jest nieco niższy, cieplejszy i "ciemniejszy". W wyższych partiach kojarzy z tym co w Unity Band u Pata wyczyniał Gulio Carmassi. Długo szukałem tej płyty. Wiedziałem, że nagrał jakieś solowe - ale nie spodziewałem tak niesamowitego poziomu. Od pierwszych nut można się w niej zakochać. Otwierający Back Home - to Metheny Group w najczystszej postaci. Znajome rozwiązania kompozytorskie, aranżacyjne, specyficzne wokalizy - ogromny uśmiech pojawia się u słuchacza i kręcenie z niedowierzaniem głową - że to "tak cholernie dobre". Gościnnie zagrali Dan Gottlieb i śp. Lyle Mays - to nie może być przypadek. Mamy uroczą przeróbkę The Beatles - If i Fell. Na czas wakacyjny, urlopowy, na podróże - trudno wymarzyć sobie lepszą muzykę. Pięknie się tego słucha. Aż dziw bierze, że Pat nie wziął go wcześniej do swojego regularnego zespołu - był jako gość w trakcie paru koncertów pod koniec listopada w 88- kolekcjonerzy bootlegów na pewno kojarzą Nightstage Cambridge. Nie raz pojawiały spekulacje - jakby brzmiał Letter From Home z wokalnym wkładem Nando zamiast Aznara - a gdyby śpiewali obaj ?.... Blamires z Ledfordem idealnie się dopełniali (lub Pat uznał, że wtedy "za dużo byłoby tych grzybów w jednym barszczu" ). Swoją drogą ciekawe czemu wtedy - czyli na przełomie 88 i 89 nie doszło do regularnej współpracy z Laurią ?. Jakieś problemy z wizą a może zwyciężyła dawna lojalność względem Pedro. Ciężko powiedzieć. Nie zmienia to faktu, że Points of View to album mało znany nawet wśród maniaków PMG - a warto posłuchać. W tym roku album obchodzi 30 urodziny. Kto lubi klimaty a la Still Life i wspomniany Letter - w ten album wejdzie jak w masło. Drugi też jest ok - choć już bardziej taki "latino-pop-folkowy".
https://e.pcloud.link/publink/show?code ... kVWHSLcE87
Ktoś szuka "idealnych klimatów na lato" ? . Polecam do posłuchania ten album. W sumie to dwa ale zdecydowanie pierwszy - Points of View. Na zachodnich forach "nieliczni szczęśliwcy" pieją z zachwytu i wychwalają krążek pod niebiosa. Trochę taki "great lost Pat Metheny Group album" - ale bez Pata . Bywalcy koncertów na pewno pamiętają ekspresyjną grę na przeszkadzajkach Nando na morderczej trasie The Way Up w 2005 czy pełną skupienia, czystą technicznie i błyskotliwą grę na gitarze plus świetne wokalizy. Jako lider Lauria wypadł rewelacyjnie - jego śpiew jest doskonały - może ciut się kojarzyć z Pedro Aznarem choć jego głos jest nieco niższy, cieplejszy i "ciemniejszy". W wyższych partiach kojarzy z tym co w Unity Band u Pata wyczyniał Gulio Carmassi. Długo szukałem tej płyty. Wiedziałem, że nagrał jakieś solowe - ale nie spodziewałem tak niesamowitego poziomu. Od pierwszych nut można się w niej zakochać. Otwierający Back Home - to Metheny Group w najczystszej postaci. Znajome rozwiązania kompozytorskie, aranżacyjne, specyficzne wokalizy - ogromny uśmiech pojawia się u słuchacza i kręcenie z niedowierzaniem głową - że to "tak cholernie dobre". Gościnnie zagrali Dan Gottlieb i śp. Lyle Mays - to nie może być przypadek. Mamy uroczą przeróbkę The Beatles - If i Fell. Na czas wakacyjny, urlopowy, na podróże - trudno wymarzyć sobie lepszą muzykę. Pięknie się tego słucha. Aż dziw bierze, że Pat nie wziął go wcześniej do swojego regularnego zespołu - był jako gość w trakcie paru koncertów pod koniec listopada w 88- kolekcjonerzy bootlegów na pewno kojarzą Nightstage Cambridge. Nie raz pojawiały spekulacje - jakby brzmiał Letter From Home z wokalnym wkładem Nando zamiast Aznara - a gdyby śpiewali obaj ?.... Blamires z Ledfordem idealnie się dopełniali (lub Pat uznał, że wtedy "za dużo byłoby tych grzybów w jednym barszczu" ). Swoją drogą ciekawe czemu wtedy - czyli na przełomie 88 i 89 nie doszło do regularnej współpracy z Laurią ?. Jakieś problemy z wizą a może zwyciężyła dawna lojalność względem Pedro. Ciężko powiedzieć. Nie zmienia to faktu, że Points of View to album mało znany nawet wśród maniaków PMG - a warto posłuchać. W tym roku album obchodzi 30 urodziny. Kto lubi klimaty a la Still Life i wspomniany Letter - w ten album wejdzie jak w masło. Drugi też jest ok - choć już bardziej taki "latino-pop-folkowy".
https://e.pcloud.link/publink/show?code ... kVWHSLcE87
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Monstrualny Talerz
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4193
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
Re: Pat Metheny
Również dziękuję za to polecenie, posłuchałem na razie jednym uchem, ale słyszę, że fajne i jest na liście do "powrotu".
Natomiast chciałem już od pewnego czasu napisać, że "doceniłem" Pata Methenego, jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi, bo ani trochę Pat nie potrzebuje doceniania, a ja też przecież lubię i cenię od lat. Ale przez lata różne rzeczy się słuchało i odkrywało, czasem się wydawało, że ten Pat trochę za bardzo cukierkowy i "zdradził" ducha fusion lat 70. Ale dzięki przypomnieniu sobie z racji roku 2005 płyty The Way Up - która jakoś wcześniej mnie nie zainteresowała - bardzo Patowi podziękowałem. Jak staremu przyjacielowi. Za spokój, za jasną stronę życia, za optymizm, za zbudowanie całego osobnego krajobrazu muzycznego, za zbudowanie miejsca, gdzie można w spokoju siąść, napić się herbaty, pogłaskać kota, porozmyślać albo i nie, popatrzeć na spadające liście i na kwitnące kwiaty, zagrać w szachy lub tryktraka. Gdy zrobi się zimno wleźć pod koc. Niektóre płyty czy wykonawcy zabłysną, potem szybko zgasną, a tu jednak mamy mistrzostwo i to na przestrzeni długiej dyskografii. The Way Up przesłuchałem ostatnio wielokrotnie, także i bardziej dogłębnie, na słuchawkach - co tu dużo mówić: właśnie mistrzowska płyta. Chyba nie udało mi się nigdy wszystkich "Methenych" posłuchać, ale mam ostatnio taką potrzebę, bo coś czuję, że Way Up byłoby zupełnie w czubie, obok PMB z 1978, 80/81, Wichity, Offramp, Still Life. Wszystko klasyka.
Tak sobie wczoraj myślałem ile lat ten Metheny ma: zawsze młody, uśmiechnięty, z burzą włosów, w pasiastej koszulce. No i sprawdziłem: rocznik 1954, a więc w tym roku, 12 sierpnia to już 70 latek. Ależ to wszystko zleciało...
Natomiast chciałem już od pewnego czasu napisać, że "doceniłem" Pata Methenego, jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi, bo ani trochę Pat nie potrzebuje doceniania, a ja też przecież lubię i cenię od lat. Ale przez lata różne rzeczy się słuchało i odkrywało, czasem się wydawało, że ten Pat trochę za bardzo cukierkowy i "zdradził" ducha fusion lat 70. Ale dzięki przypomnieniu sobie z racji roku 2005 płyty The Way Up - która jakoś wcześniej mnie nie zainteresowała - bardzo Patowi podziękowałem. Jak staremu przyjacielowi. Za spokój, za jasną stronę życia, za optymizm, za zbudowanie całego osobnego krajobrazu muzycznego, za zbudowanie miejsca, gdzie można w spokoju siąść, napić się herbaty, pogłaskać kota, porozmyślać albo i nie, popatrzeć na spadające liście i na kwitnące kwiaty, zagrać w szachy lub tryktraka. Gdy zrobi się zimno wleźć pod koc. Niektóre płyty czy wykonawcy zabłysną, potem szybko zgasną, a tu jednak mamy mistrzostwo i to na przestrzeni długiej dyskografii. The Way Up przesłuchałem ostatnio wielokrotnie, także i bardziej dogłębnie, na słuchawkach - co tu dużo mówić: właśnie mistrzowska płyta. Chyba nie udało mi się nigdy wszystkich "Methenych" posłuchać, ale mam ostatnio taką potrzebę, bo coś czuję, że Way Up byłoby zupełnie w czubie, obok PMB z 1978, 80/81, Wichity, Offramp, Still Life. Wszystko klasyka.
Tak sobie wczoraj myślałem ile lat ten Metheny ma: zawsze młody, uśmiechnięty, z burzą włosów, w pasiastej koszulce. No i sprawdziłem: rocznik 1954, a więc w tym roku, 12 sierpnia to już 70 latek. Ależ to wszystko zleciało...
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Pat Metheny
Dokładnie tak - środkowy akapit to absolutnie nic-dodać .
Ostatnio ( lato - wiadomo ) przeprosiłem się z bootlegami od Pata i np. sięgam po te z rozgrzewającej trasy przed nagraniem Letter From Home z lutego np. New Haven czy Post Brookville. Podobnie podnoszą mnie na duchu i zabierają w podróż te z przełomu czerwca i lipca - Lenox lub Buffalo. Gdzie pojawiał z rzadka mój as - 5-5-7. Raz nawet jako otwierający całe show:
https://www.youtube.com/watch?v=V0CDTRwdoiE
Płyta i wokal Nando to taki impuls lub "detonar-emocji", że człowiek znów głębiej do czegoś wraca i to z powodzeniem ( tamta muzyka Pata nie zawodzi i nie traci z mocy). Na wspomnianym przez Monstrualnego The Way Up - na trasie Lauria zagrał wspaniale. Polecam DVD z Japonii - szkoda, że nie sfilmowano i nie wydano całego - prawie 3 godzinnego koncertu. Nie ukrywam, że The Way Up to wspaniałe dzieło - ale jego monumentalizm i rozmach mnie z biegiem lat przytłacza. Wolę coś skromniejszego, mniej oczywistego i mającego równie "oczyszczające" właściwości jak w/w 557, niesłusznie pominięty na Secret Story - Look Ahead (grany w lutym przez PMG w 87):
https://www.youtube.com/watch?v=Bqh7LTwrIAc
Czy koncertowe wersje Autumn z projektu Reunion z Burtonem - za każdym razem w środkowej części solo Pata to czysta radość grania i sprawianie radochy słuchaczom - facet się nigdy nie powtarza, ma głowę i paluszki pełną cudnych melodii (aż czujemy zapach suszonych liści, złotej jesieni i te kolory np nad wodą)
https://www.youtube.com/watch?v=DKG1dBxyEwI
Taaaak, Patowi 12go sierpnia stuknie 70 . Nie ukrywam, że wiele płyt po The Way Up jego autorstwa średnio czuję. Orchestrion był mocny, sugestywny ale niekiedy jakby "mechaniczny". One Quiet Night subtelny, przytulny ale wkradała monotonia i jeden feeling, który miał właściwości usypiające. Kin było powrotem do dawnej formy, rozmachu i melodii - lecz muzyk chyba za szybko to zakończył. Road to the sun - mocno obniżył loty i stworzył coś bez wyrazu, nudnego, wymęczonego, akademickiego i bez dawnej pasji ( czyżby jednak wiek ? ). From This Place - mroczny, wciągający - ale również niekiedy jakby "przytłaczający" i bez dawnej lekkości. Side Eye - już lepiej - pomogła pasja muzyków młodego pokolenia - ale to raptem dwa utwory - pierwszy i ostatni - a środek to niekiedy powrót ale bez nowych świeżych pomysłów do dawnych kompozycji. Nie raz sugerowałem, że na The Way Up - artysta "zajechał" zespół i chyba poniekąd samego siebie.
Ostatnio ( lato - wiadomo ) przeprosiłem się z bootlegami od Pata i np. sięgam po te z rozgrzewającej trasy przed nagraniem Letter From Home z lutego np. New Haven czy Post Brookville. Podobnie podnoszą mnie na duchu i zabierają w podróż te z przełomu czerwca i lipca - Lenox lub Buffalo. Gdzie pojawiał z rzadka mój as - 5-5-7. Raz nawet jako otwierający całe show:
https://www.youtube.com/watch?v=V0CDTRwdoiE
Płyta i wokal Nando to taki impuls lub "detonar-emocji", że człowiek znów głębiej do czegoś wraca i to z powodzeniem ( tamta muzyka Pata nie zawodzi i nie traci z mocy). Na wspomnianym przez Monstrualnego The Way Up - na trasie Lauria zagrał wspaniale. Polecam DVD z Japonii - szkoda, że nie sfilmowano i nie wydano całego - prawie 3 godzinnego koncertu. Nie ukrywam, że The Way Up to wspaniałe dzieło - ale jego monumentalizm i rozmach mnie z biegiem lat przytłacza. Wolę coś skromniejszego, mniej oczywistego i mającego równie "oczyszczające" właściwości jak w/w 557, niesłusznie pominięty na Secret Story - Look Ahead (grany w lutym przez PMG w 87):
https://www.youtube.com/watch?v=Bqh7LTwrIAc
Czy koncertowe wersje Autumn z projektu Reunion z Burtonem - za każdym razem w środkowej części solo Pata to czysta radość grania i sprawianie radochy słuchaczom - facet się nigdy nie powtarza, ma głowę i paluszki pełną cudnych melodii (aż czujemy zapach suszonych liści, złotej jesieni i te kolory np nad wodą)
https://www.youtube.com/watch?v=DKG1dBxyEwI
Taaaak, Patowi 12go sierpnia stuknie 70 . Nie ukrywam, że wiele płyt po The Way Up jego autorstwa średnio czuję. Orchestrion był mocny, sugestywny ale niekiedy jakby "mechaniczny". One Quiet Night subtelny, przytulny ale wkradała monotonia i jeden feeling, który miał właściwości usypiające. Kin było powrotem do dawnej formy, rozmachu i melodii - lecz muzyk chyba za szybko to zakończył. Road to the sun - mocno obniżył loty i stworzył coś bez wyrazu, nudnego, wymęczonego, akademickiego i bez dawnej pasji ( czyżby jednak wiek ? ). From This Place - mroczny, wciągający - ale również niekiedy jakby "przytłaczający" i bez dawnej lekkości. Side Eye - już lepiej - pomogła pasja muzyków młodego pokolenia - ale to raptem dwa utwory - pierwszy i ostatni - a środek to niekiedy powrót ale bez nowych świeżych pomysłów do dawnych kompozycji. Nie raz sugerowałem, że na The Way Up - artysta "zajechał" zespół i chyba poniekąd samego siebie.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Pat Metheny
A skoro został wspomniany "duch fusion lat 70" to są rzeczy, które go pięknie oddają i których wracam z taką radochą - prawie jak za pierwszym razem gdy się z nimi zetknąłem - zapomniane perełeczki np. Magician`s Theater z 79:
https://www.youtube.com/watch?v=_auJsN96r5I
Czy The Whopper - jeszcze z czasów Passangers Burtona - tu już z PMG ale bez Egana - wtedy na krótko grał Mike Richmond - super melodia i też uchwycony klimat takiego leniwego późnego lata:
https://www.youtube.com/watch?v=vxductHKzCE
https://www.youtube.com/watch?v=_auJsN96r5I
Czy The Whopper - jeszcze z czasów Passangers Burtona - tu już z PMG ale bez Egana - wtedy na krótko grał Mike Richmond - super melodia i też uchwycony klimat takiego leniwego późnego lata:
https://www.youtube.com/watch?v=vxductHKzCE
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Pat Metheny
W dalszym ciągu "przebijam" się przez najnowszy krążek Pata - MoonDial (co natrętnie kojarzy mi się z "mundialem" ). Przypadkiem natrafiłem na kilka zdań w wątku "Spacerowym Krokiem - płyta dnia" autorstwa Retromaniaka. Ktoś nie tak dawno (i poniekąd słusznie) "zarzucił mi", że piszę sobie a muzom - choć uczciwie należy przyznać, że "dokładnie jak lwia część użytkowników na forum". Jak wspomniałem - każdy chce prowadzić swoją stronę, swojego bloga, mieć swój kanał tematyczny, swój program radiowy, video bloga a nawet całą stację telewizyjną.
Kiedy przeczytałem zapowiedź MoonDiala nie ukrywam, że nieco wywróciłem oczyma - trochę w duchu: "... no nie, kolejna na barytonową solo ?...". Lubię pierwszą One Quiet Night - po kolejną What`s It All About już nie sięgnąłem. W przypadku Quiet pojawiła pewna ulotna magia ale wskazane jest sobie te utwory rozsądnie dawkować - bo na dobrą sprawę panuje jeden nastrój, jeden klimat. Nie inaczej rzecz ma się na najnowszym krążku. Naturalnie to piękna, elegancka i przynosząca ukojenie, wyciszenie muzyka - to nie ulega dyskusji. Lecz gdy pojawiają się kolejne kompozycje - ma się wrażenie, iż odtwarzasz gra cały czas TEN jeden konkretny utwór a Pat zdaje zbyt trzymać jednej i to niestety stosunkowo "wąskiej" płaszczyzny. Być może taki był zamysł - jak to ON sam określił ? - "intensywna kontemplacja" ?. Otwierający tytułowy zawiera jeszcze ciekawe i godne zapamiętania motywy, rozwiązania i melodię. Przyznaję rację Retromaniakowi - że płyta przeznaczona do słuchania na klasowym sprzęcie - super głośnikach lub jeszcze lepszych słuchawkach - głębia (ale nie dudnienie) basu, pasmo - to robi wrażenie - człowiek zachodzi w głowę - jak mistrz osiągnął to brzmienie ?. Linda Manzer z pewnością robi coraz lepsze modele gitar... ale to wszystko niebezpiecznie "zlewa" się ze sobą. Road to the Sun ryzykownie otarł się o taką "akademicką muzyczną mieliznę". Pat unika angażowania większego aparatu, większej ilości muzyków - czasy jak sam mawiał "projektów o iście Hollywoodzkim rozmachu" się definitywnie skończyły. Od lat (nie licząc From This Place) żegluje w stronę skromnej akustycznej kameralnej oferty. Niekiedy możemy odnieść wrażenie, że jakby mistrz usiadł obok nas z gitarą i dał prywatny recital. Może potrzeba czasu by docenić jaką obecnie "wyciszoną, skromną, nagą i osobistą" muzykę serwuje Metheny - jednakże nie czuć, że poszerza swój kanon, zdobywa jak niegdyś nowe tereny i porywa publiczność... może wiek, może strata Maysa ... nie wiem. Przy okazji chyba przegadanego The Way Up - pytany o przyszłe plany miał wypowiedzieć znamienne - że tyle lat grał "dla innych" więc najwyższy czas by grał więcej "dla siebie"... Szkoda, że wcześniejszy Side-Eye z Gilmorem i Franciesem za szybko zawiesił ( czyżby stali zbyt niezależni ? ). Myślę, że Pat mógł sobie nadal spokojnie zamawiać kolejne barytonowe gitary z Kanady ale dobrać choćby najskromniejszy zespół z fortepianem i pekusją.
Kiedy przeczytałem zapowiedź MoonDiala nie ukrywam, że nieco wywróciłem oczyma - trochę w duchu: "... no nie, kolejna na barytonową solo ?...". Lubię pierwszą One Quiet Night - po kolejną What`s It All About już nie sięgnąłem. W przypadku Quiet pojawiła pewna ulotna magia ale wskazane jest sobie te utwory rozsądnie dawkować - bo na dobrą sprawę panuje jeden nastrój, jeden klimat. Nie inaczej rzecz ma się na najnowszym krążku. Naturalnie to piękna, elegancka i przynosząca ukojenie, wyciszenie muzyka - to nie ulega dyskusji. Lecz gdy pojawiają się kolejne kompozycje - ma się wrażenie, iż odtwarzasz gra cały czas TEN jeden konkretny utwór a Pat zdaje zbyt trzymać jednej i to niestety stosunkowo "wąskiej" płaszczyzny. Być może taki był zamysł - jak to ON sam określił ? - "intensywna kontemplacja" ?. Otwierający tytułowy zawiera jeszcze ciekawe i godne zapamiętania motywy, rozwiązania i melodię. Przyznaję rację Retromaniakowi - że płyta przeznaczona do słuchania na klasowym sprzęcie - super głośnikach lub jeszcze lepszych słuchawkach - głębia (ale nie dudnienie) basu, pasmo - to robi wrażenie - człowiek zachodzi w głowę - jak mistrz osiągnął to brzmienie ?. Linda Manzer z pewnością robi coraz lepsze modele gitar... ale to wszystko niebezpiecznie "zlewa" się ze sobą. Road to the Sun ryzykownie otarł się o taką "akademicką muzyczną mieliznę". Pat unika angażowania większego aparatu, większej ilości muzyków - czasy jak sam mawiał "projektów o iście Hollywoodzkim rozmachu" się definitywnie skończyły. Od lat (nie licząc From This Place) żegluje w stronę skromnej akustycznej kameralnej oferty. Niekiedy możemy odnieść wrażenie, że jakby mistrz usiadł obok nas z gitarą i dał prywatny recital. Może potrzeba czasu by docenić jaką obecnie "wyciszoną, skromną, nagą i osobistą" muzykę serwuje Metheny - jednakże nie czuć, że poszerza swój kanon, zdobywa jak niegdyś nowe tereny i porywa publiczność... może wiek, może strata Maysa ... nie wiem. Przy okazji chyba przegadanego The Way Up - pytany o przyszłe plany miał wypowiedzieć znamienne - że tyle lat grał "dla innych" więc najwyższy czas by grał więcej "dla siebie"... Szkoda, że wcześniejszy Side-Eye z Gilmorem i Franciesem za szybko zawiesił ( czyżby stali zbyt niezależni ? ). Myślę, że Pat mógł sobie nadal spokojnie zamawiać kolejne barytonowe gitary z Kanady ale dobrać choćby najskromniejszy zespół z fortepianem i pekusją.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Bednaar
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 6863
- Rejestracja: 11.04.2007, 08:36
- Lokalizacja: Łódź
Re: Pat Metheny
Szkoda, że to kolejna płyta na gitarę (mniejsza o to, barytonową czy też nie) solo. Bardzo rzadko sięgam po One Quiet Night, zaś po MoonDial nie sięgnę - podobnie, jak po What`s It All About. Ostatnia jego płyta, która mnie zainteresowała, to Side-Eye NYC. W przypadku The Way Up wcale nie uważam, że jest przegadany - to muzycznie bardzo udane pożegnanie z PGM.
vertical_invader
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Pat Metheny
Side-Eye , pierwszy i zamykający to jedne z lepszych rzeczy, które Pat napisał i zagrał od czasów Kin czy Orchestrionu. Może w przypadku The Way Up nie wyraziłem się precyzyjnie - może słowo "przegadany" jest niefortunne ale chodziło mi bardziej, że duet Metheny & Mays wsadzili do niej wszystkiego zwyczajnie za dużo, płyta jest tak przebogata, wielowarstwowa, wielokierunkowa (choć jej konstrukcja jest diabelnie logiczna) - że niekiedy przytłacza... chwil wytchnienia, oddechu, luzu... może czasem dosłownie parę sekund i znów kaskady motywów, riffów, wszystkiego. To może bardzo subiektywna opinia - mimo, że uważam, za UP udany, ambitny jak cholera i robiący wrażenie - o czym już pisałem niejednokrotnie - zwyczajnie "zajechali" zespół. Koncert z Zabrza - na zawsze zostanie w mojej pamięci - nie mieściło mi się w głowie, że to wszystko z UP można odegrać perfekcyjnie na żywo ... ale miałem lekki żal - bo to było "o jeden most za daleko" i pytanie na odpowiedź nasuwała oczywista - czy można iść dalej ? ... niestety nie można, dobili do ściany MoonDial można przesłuchać raz. W połowie człowiek się wyłącza i traci kontakt z muzyką... Metheny mimo, że delikatne tkanki, siatki swojej barytonowej tka idealnie - to nie przykuwa uwagi na dłużej. Niestety również traci poniekąd kontakt z wiernymi fanami - nie wiem... może zaiste "wyrósł z PMG".
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Pat Metheny
Kilka dni temu dość namiętnie po przerwie słuchałem koncertów kwartetu gorącego lata 90 - Metheny / DeJohnette/ Hancock i Holland. Coś niesamowitego - za każdym razem gdy do nich wracam to mnie zachwyca jakie klimaty tworzyli i w ogóle jacy byli kreatywni. Polecam show z Jazz Vienne o ile tego już dawno nie zrobiłem:
https://www.guitars101.com/threads/j-de ... st-3235319
Owszem, to było swoiste "spotkanie na szczycie" - takich projektów nie tworzy się codziennie. Pamiętam, że cała czwórka długo zgrywała terminy i długo dogadywali managerowie, wytwórnie itd. Jednak było warto. Sądzę, że Pata obecnie "uratowałby" taki all stars band. Nie inaczej było w tym samy roku 90 gdy powstał bliski memu sercu projekt Reunion z Burtonem, Erskinem, Formanem i na trasie Johnsonem.
https://www.guitars101.com/threads/j-de ... st-3235319
Owszem, to było swoiste "spotkanie na szczycie" - takich projektów nie tworzy się codziennie. Pamiętam, że cała czwórka długo zgrywała terminy i długo dogadywali managerowie, wytwórnie itd. Jednak było warto. Sądzę, że Pata obecnie "uratowałby" taki all stars band. Nie inaczej było w tym samy roku 90 gdy powstał bliski memu sercu projekt Reunion z Burtonem, Erskinem, Formanem i na trasie Johnsonem.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
- Inkwizytor
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4023
- Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
- Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus
Re: Pat Metheny
A tu jeśli ktoś chce sobie pooglądać i powspominać jakie znakomite koncerty dawali - Stuttgart i Hiszpania 90:
https://www.youtube.com/watch?v=QN5EPLcz8xc
https://www.youtube.com/watch?v=C3WfpShctUw
https://www.youtube.com/watch?v=QN5EPLcz8xc
https://www.youtube.com/watch?v=C3WfpShctUw
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Re: Pat Metheny
Ładny dał wczoraj koncert Pat w katowickim NOSPR na koniec polskiej trasy Dream Box / Moon Dial Tour. Stać mnie było na bilety, ale na gitarę to już nie, więc może ktoś z Was się skusi.