Muzyka dawna, klasyczna i współczesna
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
-
- maxi-singel analogowy
- Posty: 548
- Rejestracja: 20.09.2017, 19:21
Chciałbym dygresją uzupełnić trop prowadzący do pianistyki Lucasa Debargue, a to za sprawą płyty, którą wreszcie mogę się cieszyć.
Olivier Messiaen "Quatuor Pour La Fin Du Temps" (Janine Jansen, Martin Fröst, Torleif Thedéen, Lucas Debargue)
Muzyka wyjątkowa!
Nie ma znaczenia dzięki jakim przesłankom chcemy do niej dotrzeć - czy to ciekawość gry arcyciekawego pianisty, czy postać genialnego kompozytora.
Dlaczego? - ponieważ to płyta, która w moich oczach / uszach, zarówno kontekst kompozytorski jak i wykonawczy, w ostatecznym rozrachunku, podporządkowuje wyłącznie Muzyce.
Może się Wam powyższe jawić jako niedorzeczność, bo przecież nic nie bierze się z niczego, ale tak właśnie odbieram ten album - jako idealne, doskonałe urzeczywistnienie muzycznego absolutu (niezwykłość kompozytorskiego języka Messiaena oczywiście baaaaardzo pomaga).
Paradoks? - niech będzie - ale spełniony...poprzez samo-świadome utemperowanie ego muzyków i ponadprzeciętne uwypuklenie współbrzmień dźwięków i ciszy.
Trudno, niezwykle trudno mi pisać o tej płycie w obligatoryjny / wiążący sposób - to jeden z najciekawszych albumów jakie dane mi było poznać!
Koniec początku, początek końca.
Janine Jansen - skrzypce
Martin Fröst - klarnet
Torleif Thedéen - wiolonczela
Lucas Debargue - fortepian
https://www.discogs.com/Olivier-Messiae ... e/12967927
Olivier Messiaen "Quatuor Pour La Fin Du Temps" (Janine Jansen, Martin Fröst, Torleif Thedéen, Lucas Debargue)
Muzyka wyjątkowa!
Nie ma znaczenia dzięki jakim przesłankom chcemy do niej dotrzeć - czy to ciekawość gry arcyciekawego pianisty, czy postać genialnego kompozytora.
Dlaczego? - ponieważ to płyta, która w moich oczach / uszach, zarówno kontekst kompozytorski jak i wykonawczy, w ostatecznym rozrachunku, podporządkowuje wyłącznie Muzyce.
Może się Wam powyższe jawić jako niedorzeczność, bo przecież nic nie bierze się z niczego, ale tak właśnie odbieram ten album - jako idealne, doskonałe urzeczywistnienie muzycznego absolutu (niezwykłość kompozytorskiego języka Messiaena oczywiście baaaaardzo pomaga).
Paradoks? - niech będzie - ale spełniony...poprzez samo-świadome utemperowanie ego muzyków i ponadprzeciętne uwypuklenie współbrzmień dźwięków i ciszy.
Trudno, niezwykle trudno mi pisać o tej płycie w obligatoryjny / wiążący sposób - to jeden z najciekawszych albumów jakie dane mi było poznać!
Koniec początku, początek końca.
Janine Jansen - skrzypce
Martin Fröst - klarnet
Torleif Thedéen - wiolonczela
Lucas Debargue - fortepian
https://www.discogs.com/Olivier-Messiae ... e/12967927
-
- maxi-singel analogowy
- Posty: 548
- Rejestracja: 20.09.2017, 19:21
Frantz Schubert "Four Impromptus Op. 90, D.899 / Four Impromptus Op. 142, D.935" (Jenö Jandó)
Niezmiernie zajmujące wykonania Schubertowskiej klasyki.
Pierwsze co rzuca się na uszy, to że Jenö Jandó mógłby być uznany za młodzieniaszka startującego w...Konkursie Chopinowskim? (wiem, wiem - nie ten repertuar).
Gra szybko, zwinnie i melodyjnie jak cholera (nawet tam gdzie "nie ma melodii"”)...prawie jak Dinu Lipatti, który nonszalancko zawiesza w próżni chopinowską frazę, a potem "zmyla" zaciekawienie potoczystym żartem...a kiedy trzeba potrafi "przyłożyć" rozrzewnieniem.
Mógłby zatem uczestniczyć w konkursie? - jako "chłopiec do odstrzału"?
Bardzo zniesmaczyły mnie wyniki ostatniego zmagania konkursowego (ja dalej o Chopinie, ale nie bez przyczyny), a może nie tyle wyniki, co pierwsze w historii konkursu, upublicznione oceny jurorów.
Przez długi czas konkursowych zmagań (ile to już lat) podskórnie szanowałem jury - w znaczeniu zawodowej, prawie nieomylnej, tkanki od-twórczości Chopina.
...choć konkurs "wygrywali" pianiści, którzy nie zaciekawiali w żaden sposób - kto z Was kupił płytę Seong-Jina, Awdjejewej (no może zrobiłbym wyjątek), Flitera, Thái Sơna?
Pamiętacie strzępy nagrań Oborina, Żaka, Juninskiego, Harasiewicza, Polliniego, Ohlssona? - no!!!
Odtajnione wyniki głosowania jury siedemnastego konkursu mówią, że jego członkowie mają nikłe rozeznanie...w MUZYCE.
Mój ulubieniec, Roman Martynow (ruski Freddie Mercury - he, he), otrzymał dziesięć punktów od przewodniczącej konkursu Katarzyny Popowej-Zydroń...i zero punktów od Marthy Argerich (na co dzień walącej w klawiaturę) - kolejne głosowania (w odniesieniu do różnych pianistów) "potwierdzają" w dysproporcji "znastwo" interpretacji muzyki Chopina.
Jenö Jandó...gra Schuberta...jak Chopina?
Sto kilometrów na rowerze po "górkach" - a w głowie ciągle anty-schubertowskie (?)-melodie.
https://www.discogs.com/Schubert-Jenö-J ... se/3425856
Niezmiernie zajmujące wykonania Schubertowskiej klasyki.
Pierwsze co rzuca się na uszy, to że Jenö Jandó mógłby być uznany za młodzieniaszka startującego w...Konkursie Chopinowskim? (wiem, wiem - nie ten repertuar).
Gra szybko, zwinnie i melodyjnie jak cholera (nawet tam gdzie "nie ma melodii"”)...prawie jak Dinu Lipatti, który nonszalancko zawiesza w próżni chopinowską frazę, a potem "zmyla" zaciekawienie potoczystym żartem...a kiedy trzeba potrafi "przyłożyć" rozrzewnieniem.
Mógłby zatem uczestniczyć w konkursie? - jako "chłopiec do odstrzału"?
Bardzo zniesmaczyły mnie wyniki ostatniego zmagania konkursowego (ja dalej o Chopinie, ale nie bez przyczyny), a może nie tyle wyniki, co pierwsze w historii konkursu, upublicznione oceny jurorów.
Przez długi czas konkursowych zmagań (ile to już lat) podskórnie szanowałem jury - w znaczeniu zawodowej, prawie nieomylnej, tkanki od-twórczości Chopina.
...choć konkurs "wygrywali" pianiści, którzy nie zaciekawiali w żaden sposób - kto z Was kupił płytę Seong-Jina, Awdjejewej (no może zrobiłbym wyjątek), Flitera, Thái Sơna?
Pamiętacie strzępy nagrań Oborina, Żaka, Juninskiego, Harasiewicza, Polliniego, Ohlssona? - no!!!
Odtajnione wyniki głosowania jury siedemnastego konkursu mówią, że jego członkowie mają nikłe rozeznanie...w MUZYCE.
Mój ulubieniec, Roman Martynow (ruski Freddie Mercury - he, he), otrzymał dziesięć punktów od przewodniczącej konkursu Katarzyny Popowej-Zydroń...i zero punktów od Marthy Argerich (na co dzień walącej w klawiaturę) - kolejne głosowania (w odniesieniu do różnych pianistów) "potwierdzają" w dysproporcji "znastwo" interpretacji muzyki Chopina.
Jenö Jandó...gra Schuberta...jak Chopina?
Sto kilometrów na rowerze po "górkach" - a w głowie ciągle anty-schubertowskie (?)-melodie.
https://www.discogs.com/Schubert-Jenö-J ... se/3425856
Mam Sonaty Beethovena w wykonaniu Jando - z tego co pamiętam solidnie, ale bez szału.
Jeśli chodzi o Chopina, to ja coraz bardziej zachwycam się Louisem Lortie'm. Pianista z Quebeku - rocznik 1959. Mam jego młodzieńcze wykonania Etiud (obydwa cykle) na Chandosie z lat 80 i jest to jedno z najwspanialszych wykonań Etiud w ogóle!
Ale obecnie gra jeszcze lepiej! Nie znam doskonalszego wykonania Etiudy C- Dur!
https://www.youtube.com/watch?v=tH6za0Cp4RA
Obłędna technika (taka ze szkoły Polliniego), fenomenalne uderzenie, a przy tym francuska wrażliwość, finezja, polor (ciekawe że nieco podobny rodzaj brzmienia prezentował w jazzie Petrucciani). To brzmienie jest też związane z fortepianem - Lortie gra na włoskim Fazioli, który daje ultra-krystaliczny "perlisty" dźwięk.
Jeśli chodzi o Chopina, to ja coraz bardziej zachwycam się Louisem Lortie'm. Pianista z Quebeku - rocznik 1959. Mam jego młodzieńcze wykonania Etiud (obydwa cykle) na Chandosie z lat 80 i jest to jedno z najwspanialszych wykonań Etiud w ogóle!
Ale obecnie gra jeszcze lepiej! Nie znam doskonalszego wykonania Etiudy C- Dur!
https://www.youtube.com/watch?v=tH6za0Cp4RA
Obłędna technika (taka ze szkoły Polliniego), fenomenalne uderzenie, a przy tym francuska wrażliwość, finezja, polor (ciekawe że nieco podobny rodzaj brzmienia prezentował w jazzie Petrucciani). To brzmienie jest też związane z fortepianem - Lortie gra na włoskim Fazioli, który daje ultra-krystaliczny "perlisty" dźwięk.
A werdykty jurorów Konkursu Chopinowskiego to skomplikowana sprawa. Czasem była to po prostu prywata - polegająca na promowaniu swoich uczniów. Innym razem niezdolność do wyjścia poza pewien kanon interpretacyjny (vide Pogorelic, choć z nim rzeczywiście sprawa nie była prosta). Chyba nawet Argerich w proteście zrezygnowała w pewnym momencie z zasiadania z jury. Niemniej obok wyborów chybionych są też bardzo trafione (Pollini, Zimerman, Argerich, Blechacz- wiele innych). Koniec końców i tak lepiej niż np. z Nagrodą Nobla.
-
- maxi-singel analogowy
- Posty: 548
- Rejestracja: 20.09.2017, 19:21
Werdykty jury powinny stanowić kompromis muzycznych zapatrywań, preferencji, horyzontów i doświadczeń jego członków - kompromis i mądrość zarazem...a nie, jak się okazuje, być wynikiem niejasnych decyzji wyssanych z palca, pozbawionych klarowności lobby-przesłanek, zabarwionych dowolnością.
W konsekwencji nierzetelnych, pochopnych rozstrzygnięć, lekceważy się uczestników konkursu, obserwatorów, publiczność, słuchaczy (jako i ja, według opinii osobistości forum, lekceważę miłośników Pink Crimson).
Szacowne ży-grono powinno przyznawać nagrody z perspektywy widzenia kameleona - nie tylko zważać na technikę, profesorski pijar, akademicki prestiż muzyków (wzmocnione interpretatorską poprawnością / uległością wobec jedynie słusznych, belferskich schematów), lecz przede wszystkim odnaleźć (wyłowić) pianistów z wizją oraz charyzmą muzyczną (szeroko pojmowanym spojrzeniem na muzykę), pianistów, którzy wyszlachetnieją i zabłysną w przyszłości (nie tylko w Chopinowskiej estetyce).
Książkowa poprawność, jak się okazuje czysto teoretyczna, oddającą (podobno) ducha kompozycji Chopina, to za mało ("moda", na przestrzeni dziesięcioleci i tak ewoluuje) - najważniejsza jest osobowość - osobowość zostaje na zawsze.
Nic nie poradzę na to, że wspomniane rozbieżności w głosowaniach jury, są dla mnie niezrozumiałe / budzą niesmak (zapewne dlatego, że nie mam wzorcowo "...rozrośniętej tkanki mózgowej...").
Na ludziach, którzy zawodowo zajmują się muzyką i podejmują rękawicę publicznej oceny, ciąży odpowiedzialność decyzji, która daje (ma dawać) prestiż i która idzie w świat.
A tutaj kolejny raz...dziwaczne werdykty (pierwszy raz w historii konkursu, odkryte do wglądu zainteresowanych).
Czyż nie wystarczyła kompromitacja orkiestry towarzyszącej pianistom w etapie finałowym...na czele ze skacowaną, fałszującą niemiłosiernie sekcją dętą, złożoną z trzęsących się dziadków o przekrwionych twarzach?
Wspomniany przez Ciebie Louis Lortie jest na drugim biegunie mojego pojmowania muzyki Chopina (podobnie jak przywołani Martha Argerich, Krystian Zimerman i Rafał Blechacz), ale doceniam bezsprzeczne zalety jego pianistyki i nigdy nie odważyłbym się ocenić negatywnie jego gry, stopniując ją (w porównaniu z moimi ulubieńcami), w skali zero do dziesięciu (tym bardziej, że w pokrętny sposób, cenię Louisa Lortiego, chociażby w interpretacji Trzeciego Koncertu Fortepianowego Camille Saint-Saensa, wraz z BBC Philharmonic Orchestra oraz Edwardem Gardnerem).
Jeśli więc założyć znawstwo jury...względem interpretatorskiej biegłości wtopionej w historię muzyki, jak i meandrów pianistyki jako takiej, skąd absurdalne dysproporcje ocen?
Jan Sebastian Bach "Inventions And Sinfonias" (Wolfgang Rübsam)
Jedna z płyt, które bezgranicznie zawładnęły moimi zmysłami (dosłownie).
Pewnie dlatego, że wszystko jest w tym Bachu Wolfganga Rübsama...na opak.
Tempa są wolne i bardzo wolne, poszczególne takty obwarowały się tendencją dezorientującego metrum, kontrapunktowe akcenty przeniesione zostały w zaskakujące obszary czasoprzestrzeni kompozycji (twórczo gryzą się z naszymi przyzwyczajeniami i momentami "trudno rozpoznać" znane melodie), dynamika zdarzeń wychyla się co najwyżej ku mezzo piano...do tego dodajmy kolorową aurę zwiewnej, psychodeliczno-rozleniwiającej formy.
Ale to nie wszystko.
Dźwięk fortepianu Wolfganga Rübsamsa jest pełny, barwny, po prostu piękny (!) - to wzorzec brzmienia instrumentu.
Jednocześnie, wyraźnie słychać, że od strony - nazwijmy ją brzydko - techniki gry, mamy do czynienia (co zrozumiałe) z interpretacyjnymi nawykami organowej szlachetności i klawesynowej surowości (może nie jest to "klawesynowa maniera" na miarę gry Waltera Giesekinga, ale w jakimś sensie, klawesynowa właśnie).
Posłuchajcie koniecznie - to muzyka o działaniu psychofizycznym / sensorycznym (dla otaczającej nas przestrzeni i czasu) - smaczna, pachnąca, o lepkiej konsystencji.
Jutrzejszy KiSSiel.
https://www.discogs.com/J-S-Bach-Wolfga ... se/4093228
W konsekwencji nierzetelnych, pochopnych rozstrzygnięć, lekceważy się uczestników konkursu, obserwatorów, publiczność, słuchaczy (jako i ja, według opinii osobistości forum, lekceważę miłośników Pink Crimson).
Szacowne ży-grono powinno przyznawać nagrody z perspektywy widzenia kameleona - nie tylko zważać na technikę, profesorski pijar, akademicki prestiż muzyków (wzmocnione interpretatorską poprawnością / uległością wobec jedynie słusznych, belferskich schematów), lecz przede wszystkim odnaleźć (wyłowić) pianistów z wizją oraz charyzmą muzyczną (szeroko pojmowanym spojrzeniem na muzykę), pianistów, którzy wyszlachetnieją i zabłysną w przyszłości (nie tylko w Chopinowskiej estetyce).
Książkowa poprawność, jak się okazuje czysto teoretyczna, oddającą (podobno) ducha kompozycji Chopina, to za mało ("moda", na przestrzeni dziesięcioleci i tak ewoluuje) - najważniejsza jest osobowość - osobowość zostaje na zawsze.
Nic nie poradzę na to, że wspomniane rozbieżności w głosowaniach jury, są dla mnie niezrozumiałe / budzą niesmak (zapewne dlatego, że nie mam wzorcowo "...rozrośniętej tkanki mózgowej...").
Na ludziach, którzy zawodowo zajmują się muzyką i podejmują rękawicę publicznej oceny, ciąży odpowiedzialność decyzji, która daje (ma dawać) prestiż i która idzie w świat.
A tutaj kolejny raz...dziwaczne werdykty (pierwszy raz w historii konkursu, odkryte do wglądu zainteresowanych).
Czyż nie wystarczyła kompromitacja orkiestry towarzyszącej pianistom w etapie finałowym...na czele ze skacowaną, fałszującą niemiłosiernie sekcją dętą, złożoną z trzęsących się dziadków o przekrwionych twarzach?
Wspomniany przez Ciebie Louis Lortie jest na drugim biegunie mojego pojmowania muzyki Chopina (podobnie jak przywołani Martha Argerich, Krystian Zimerman i Rafał Blechacz), ale doceniam bezsprzeczne zalety jego pianistyki i nigdy nie odważyłbym się ocenić negatywnie jego gry, stopniując ją (w porównaniu z moimi ulubieńcami), w skali zero do dziesięciu (tym bardziej, że w pokrętny sposób, cenię Louisa Lortiego, chociażby w interpretacji Trzeciego Koncertu Fortepianowego Camille Saint-Saensa, wraz z BBC Philharmonic Orchestra oraz Edwardem Gardnerem).
Jeśli więc założyć znawstwo jury...względem interpretatorskiej biegłości wtopionej w historię muzyki, jak i meandrów pianistyki jako takiej, skąd absurdalne dysproporcje ocen?
Jan Sebastian Bach "Inventions And Sinfonias" (Wolfgang Rübsam)
Jedna z płyt, które bezgranicznie zawładnęły moimi zmysłami (dosłownie).
Pewnie dlatego, że wszystko jest w tym Bachu Wolfganga Rübsama...na opak.
Tempa są wolne i bardzo wolne, poszczególne takty obwarowały się tendencją dezorientującego metrum, kontrapunktowe akcenty przeniesione zostały w zaskakujące obszary czasoprzestrzeni kompozycji (twórczo gryzą się z naszymi przyzwyczajeniami i momentami "trudno rozpoznać" znane melodie), dynamika zdarzeń wychyla się co najwyżej ku mezzo piano...do tego dodajmy kolorową aurę zwiewnej, psychodeliczno-rozleniwiającej formy.
Ale to nie wszystko.
Dźwięk fortepianu Wolfganga Rübsamsa jest pełny, barwny, po prostu piękny (!) - to wzorzec brzmienia instrumentu.
Jednocześnie, wyraźnie słychać, że od strony - nazwijmy ją brzydko - techniki gry, mamy do czynienia (co zrozumiałe) z interpretacyjnymi nawykami organowej szlachetności i klawesynowej surowości (może nie jest to "klawesynowa maniera" na miarę gry Waltera Giesekinga, ale w jakimś sensie, klawesynowa właśnie).
Posłuchajcie koniecznie - to muzyka o działaniu psychofizycznym / sensorycznym (dla otaczającej nas przestrzeni i czasu) - smaczna, pachnąca, o lepkiej konsystencji.
Jutrzejszy KiSSiel.
https://www.discogs.com/J-S-Bach-Wolfga ... se/4093228
U Lortiego urzeka mnie nadzwyczajna technika (niewiarygodnie czysto i płynnie gra np. arppegia). Ale taka finezyjna francuska szkoła nie każdemu musi przypaść do gustu - niektórzy mogą uznać, że jego wykonania są zbyt gładkie i zbyt "eleganckie" , że brak w nich fizycznego napięcia - tego, co np. charakteryzuje pianistów rosyjskich (blood, sweat and tears )
Ale Zimerman? Czy jakiś miłośnik Chopina może nie kochać całym sercem np. jego interpretacji Ballad? To przecież sto procent cukru w cukrze - Chopin w najczystszej postaci
Ale Zimerman? Czy jakiś miłośnik Chopina może nie kochać całym sercem np. jego interpretacji Ballad? To przecież sto procent cukru w cukrze - Chopin w najczystszej postaci
- Monstrualny Talerz
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4282
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
Obadajcie se to! Anioł wprost z niebios zstąpił i na naszym ziem padole pokazuje jak się śpiewa (i wygląda )
Niejaka Patricia Janeckova ze Słowacji śpiewa utwór La Danza Rossiniego.
Tu wersja oficjalna:
https://www.youtube.com/watch?v=b-sqv2ACpjc
A tu wersja jeszcze bardziej szokująca z JEJ kuchni, ufff, to wejście do kuchni jest nieprawdopodobne:
https://www.youtube.com/watch?v=Xy4bFpaGnII
Pokochałem operę!!!
Niejaka Patricia Janeckova ze Słowacji śpiewa utwór La Danza Rossiniego.
Tu wersja oficjalna:
https://www.youtube.com/watch?v=b-sqv2ACpjc
A tu wersja jeszcze bardziej szokująca z JEJ kuchni, ufff, to wejście do kuchni jest nieprawdopodobne:
https://www.youtube.com/watch?v=Xy4bFpaGnII
Pokochałem operę!!!
Tobie się Elīna Garanča spodoba. Tylko się nie obśliń
Carmen: "L'amour est un oiseau rebelle"
Carmen: "L'amour est un oiseau rebelle"
-
- maxi-singel analogowy
- Posty: 548
- Rejestracja: 20.09.2017, 19:21
Miłosz Magin "Piano Concerto No. 3 / Violin Concerto No. 1 / Works For Violin & Piano, Piano Solo And Orchestra" (Lucas Debargue, Gidon Kremer, Kremerata Baltica)
ŻAL...
is a word that describes an emotion - a particulary complex and multifaceted one.
Thus is near-untranslatable, but, as all emotions, it can perhaps be relatable.
Its basic dictionary definition reads:
- a feeling of sadness
- remorse after perfoming a bad deed
- resentment towards someone or something caused by disappointment
...ŻAL.
https://www.lucasdebargue.com
ŻAL...
is a word that describes an emotion - a particulary complex and multifaceted one.
Thus is near-untranslatable, but, as all emotions, it can perhaps be relatable.
Its basic dictionary definition reads:
- a feeling of sadness
- remorse after perfoming a bad deed
- resentment towards someone or something caused by disappointment
...ŻAL.
https://www.lucasdebargue.com
Na podlinkowane wyżej wydanie sprzed parunastu lat zdążyć nie mogłem, bo wtedy takiej muzyki nie słuchałem w ogóle.bananamoon pisze:Bernard Parmegiani "L'Oeuvre Musicale"
Pyszny zestaw nagrań twórcy muzyki elektroakustycznej (akusmatycznej), do którego powracam regularnie z nieukrywaną przyjemnością, powracam z ciekawością niebanalnych zestawień dźwięków oraz brzmień.
W tych nagraniach jest wszystko - szeroko pojęta (ze względu na formę i epokę) muzyka klasyczna, klasyczna muzyka współczesna, muzyka elektroniczna, muzyka konkretna, nagrania terenowe, rock, krautrock, pop...
...utwory są "konstruowane" (z wykorzystaniem szeroko rozumianej elektroniki) z fragmentów nagrań, cytatów muzycznych, skrawków wybrzmień...ale także odgrywane przez muzyków na akustycznych instrumentach; tytuły utworów często korespondują, czy wręcz personifikują z gatunkiem muzycznym, nawiązują wprost do formy wypowiedzi.
Poszczególne "składniki" kotłują się, zazębiają, stapiają w jedno, tworząc "nową jakość", pełnoprawny, odlotowy muzyczny byt.
Muzyczny kolaż doskonały!
https://www.discogs.com/Bernard-Parmegi ... se/1289349
W ubiegłym roku wytwórnia INA-GRM wypuściła wznowienie - i choć już wiedziałem, jak wartościowa to rzecz, to zagapiłem się, a nakład rozszedł się bardzo szybko. Na szczęście całkiem niedawno pojawił się niespodziewanie dodruk - tym razem zdążyłem.
Jest jeszcze tu i ówdzie dostępny, więc jeśli ktoś nie stroni od poszukujących dźwięków tego rodzaju, to gorąco namawiam.
https://www.corticalart.com/product/ber ... -en-12-cd/
.
- mahavishnuu
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4477
- Rejestracja: 09.09.2011, 12:43
- Lokalizacja: Opole
Arvo Pärt
Jego młodzieńcze utwory trudno jest zaliczyć do nurtu progresywnego. Kompozytor był zafascynowany neoklasycyzmem. W jego kompozycjach bez trudu znajdziemy nawiązania do twórczości Prokofiewa, Szostakowicza czy też Bartóka. Z czasem jego język dźwiękowy zaczął się radykalizować. Pärt sięgnął po technikę dodekafoniczną, eksperymentował z muzyka atonalną. Nieobca była mu spuścizna muzyki późnego średniowiecza i renesansu. Szczególnie interesowały go przeróżne faktury polifoniczne, które starał się adaptować do swojej muzyki. Dobrze słychać to choćby w znakomitej III Symfonii (1971). Powyższy utwór pochodzi już z okresu przejściowego, gdy Pärt z wolna odchodził od awangardy. Jego najbardziej radykalne wcielenie to circa lata 1963-1968. To właśnie wtedy powstają między innymi: I Symfonia (1963), Perpetum Mobile (1963) na orkiestrę, Collage sur B-A-C-H (1964) na obój, klawesyn, fortepian i orkiestrę smyczkową, koncert wiolonczelowy, czyli Pro Et Contra (1966). Na szczególną uwagę zasługują dwie kompozycje - II Symfonia (1966) i Credo (1968) na fortepian, chór i orkiestrę. Dla każdego, kto kojarzy Pärta tylko z kompozycjami z okresu tintinnabuli, może być to prawdziwy szok. Muzyka jest znacznie bardziej dynamiczna, czasami wręcz eksplozywna. W niejednym względzie może kojarzyć się z ówczesnymi eksploracjami Krzysztofa Pendereckiego. Arvo Pärt buduje intrygujący świat dźwiękowy – „nowa duchowość” i polifonia w bezkolizyjny sposób koegzystują z indywidualnym wariantem sonoryzmu. Szata dźwiękowa często jest intrygująca w sferze kolorystycznej. To jeszcze jeden dowód na to, że możliwości brzmieniowe orkiestry i poszczególnych instrumentów wciąż nie zostały wyczerpane. Wiele zależy od inwencji kompozytora. Pod koniec lat 60. Pärt znacznie ograniczył swoją aktywność. Trzeba pamiętać o tym, że w owym czasie jego twórczość zderzyła się z silnym oporem materii społecznej. Dokładnie z sowieckim reżimem, który ostro zwalczał wszelkie awangardowe nurty w sztuce. Muzyka bynajmniej nie była wyjątkiem, o czym w przeszłości przekonali się choćby tacy kompozytorzy, jak: Szostakowicz, Prokofiew, Mosołow, Rosławiec i Avraamov. Jego muzyka z drugiej połowy lat 70 to już zupełnie inna bajka. Niewątpliwie może się podobać, sam chętne do niej wracam, jednak największe wrażenie robią na mnie jego kompozycje z lat 1966-1971.
W XXI wieku jest to jeden z najczęściej granych żyjących kompozytorów w salach koncertowych. Niejednokrotnie zdarzało się, że najczęściej. Nie ma w tym nic dziwnego, wszak znamienity Estończyk od dawna tworzy muzykę, która dobrze wpisuje się w nurt „nowej prostoty”. Zapoznałem się z pracą Marka Dolewki „Obecność muzyki Arvo Pärta w polskich rozgłośniach w latach 2005-2010”. Ciekawe są dane opublikowane przez autora. Wynika z nich, że na falach eteru zdecydowanie częściej pojawiały się jego utwory z okresu, gdy tworzył muzykę znacznie prostszą w odbiorze. Przypomnijmy, że przełomowy był rok 1976, kiedy to powstała miniatura Für Alina. To właśnie wtedy kompozytor zaprezentował swoją nową technikę zwaną tintinnabuli. Tym samym całkowicie odszedł od awangardowych eksploracji. Jakie utwory Pärta pojawiały się najczęściej?
Oto pierwsza piątka:
1. Fratres (1977)
2. Tabula rasa (1977)
3. Festina lente (1988/1990)
4. Passio Domini nostri Jesu Christi secundum Joannem (1982)
5. Spiegel im Spiegel (1978)
W pierwszej dziesiątce nie ma żadnej kompozycji z lat 60., czy nawet początku 70. Szkoda, że rozgłośnie zdecydowanie preferują kompozycje ze środkowego okresu twórczości. Wcześniejsze również zasługują na uwagę. Wygląda na to, że jestem w zdecydowanej mniejszości, bo osobiście bardziej przemawiają do mnie jego utwory z okresu, gdy eksperymentował z sonoryzmem. Szczególnie owocne były lata 1963-1971. Gdybym miał wymienić swoje ulubione utwory tego kompozytora, postawiłbym na II Symfonię, Credo i III Symfonię.
Ciekaw jestem, jak to wygląda w Waszym przypadku. Jakiego Pärta wolicie? Podejrzewam, że przewagę będą mieli zwolennicy muzyki z okresu tintinnabuli.
Wizytówką dźwiękową niech będzie Credo. Znakomity utwór, wyborna interpretacja. Nic tylko słuchać!
Hélène Grimaud · Swedish Radio Symphony Orchestra · Esa-Pekka Salonen · Swedish Radio Choir:
https://www.youtube.com/watch?v=NNmHJGUnu1s
Jego młodzieńcze utwory trudno jest zaliczyć do nurtu progresywnego. Kompozytor był zafascynowany neoklasycyzmem. W jego kompozycjach bez trudu znajdziemy nawiązania do twórczości Prokofiewa, Szostakowicza czy też Bartóka. Z czasem jego język dźwiękowy zaczął się radykalizować. Pärt sięgnął po technikę dodekafoniczną, eksperymentował z muzyka atonalną. Nieobca była mu spuścizna muzyki późnego średniowiecza i renesansu. Szczególnie interesowały go przeróżne faktury polifoniczne, które starał się adaptować do swojej muzyki. Dobrze słychać to choćby w znakomitej III Symfonii (1971). Powyższy utwór pochodzi już z okresu przejściowego, gdy Pärt z wolna odchodził od awangardy. Jego najbardziej radykalne wcielenie to circa lata 1963-1968. To właśnie wtedy powstają między innymi: I Symfonia (1963), Perpetum Mobile (1963) na orkiestrę, Collage sur B-A-C-H (1964) na obój, klawesyn, fortepian i orkiestrę smyczkową, koncert wiolonczelowy, czyli Pro Et Contra (1966). Na szczególną uwagę zasługują dwie kompozycje - II Symfonia (1966) i Credo (1968) na fortepian, chór i orkiestrę. Dla każdego, kto kojarzy Pärta tylko z kompozycjami z okresu tintinnabuli, może być to prawdziwy szok. Muzyka jest znacznie bardziej dynamiczna, czasami wręcz eksplozywna. W niejednym względzie może kojarzyć się z ówczesnymi eksploracjami Krzysztofa Pendereckiego. Arvo Pärt buduje intrygujący świat dźwiękowy – „nowa duchowość” i polifonia w bezkolizyjny sposób koegzystują z indywidualnym wariantem sonoryzmu. Szata dźwiękowa często jest intrygująca w sferze kolorystycznej. To jeszcze jeden dowód na to, że możliwości brzmieniowe orkiestry i poszczególnych instrumentów wciąż nie zostały wyczerpane. Wiele zależy od inwencji kompozytora. Pod koniec lat 60. Pärt znacznie ograniczył swoją aktywność. Trzeba pamiętać o tym, że w owym czasie jego twórczość zderzyła się z silnym oporem materii społecznej. Dokładnie z sowieckim reżimem, który ostro zwalczał wszelkie awangardowe nurty w sztuce. Muzyka bynajmniej nie była wyjątkiem, o czym w przeszłości przekonali się choćby tacy kompozytorzy, jak: Szostakowicz, Prokofiew, Mosołow, Rosławiec i Avraamov. Jego muzyka z drugiej połowy lat 70 to już zupełnie inna bajka. Niewątpliwie może się podobać, sam chętne do niej wracam, jednak największe wrażenie robią na mnie jego kompozycje z lat 1966-1971.
W XXI wieku jest to jeden z najczęściej granych żyjących kompozytorów w salach koncertowych. Niejednokrotnie zdarzało się, że najczęściej. Nie ma w tym nic dziwnego, wszak znamienity Estończyk od dawna tworzy muzykę, która dobrze wpisuje się w nurt „nowej prostoty”. Zapoznałem się z pracą Marka Dolewki „Obecność muzyki Arvo Pärta w polskich rozgłośniach w latach 2005-2010”. Ciekawe są dane opublikowane przez autora. Wynika z nich, że na falach eteru zdecydowanie częściej pojawiały się jego utwory z okresu, gdy tworzył muzykę znacznie prostszą w odbiorze. Przypomnijmy, że przełomowy był rok 1976, kiedy to powstała miniatura Für Alina. To właśnie wtedy kompozytor zaprezentował swoją nową technikę zwaną tintinnabuli. Tym samym całkowicie odszedł od awangardowych eksploracji. Jakie utwory Pärta pojawiały się najczęściej?
Oto pierwsza piątka:
1. Fratres (1977)
2. Tabula rasa (1977)
3. Festina lente (1988/1990)
4. Passio Domini nostri Jesu Christi secundum Joannem (1982)
5. Spiegel im Spiegel (1978)
W pierwszej dziesiątce nie ma żadnej kompozycji z lat 60., czy nawet początku 70. Szkoda, że rozgłośnie zdecydowanie preferują kompozycje ze środkowego okresu twórczości. Wcześniejsze również zasługują na uwagę. Wygląda na to, że jestem w zdecydowanej mniejszości, bo osobiście bardziej przemawiają do mnie jego utwory z okresu, gdy eksperymentował z sonoryzmem. Szczególnie owocne były lata 1963-1971. Gdybym miał wymienić swoje ulubione utwory tego kompozytora, postawiłbym na II Symfonię, Credo i III Symfonię.
Ciekaw jestem, jak to wygląda w Waszym przypadku. Jakiego Pärta wolicie? Podejrzewam, że przewagę będą mieli zwolennicy muzyki z okresu tintinnabuli.
Wizytówką dźwiękową niech będzie Credo. Znakomity utwór, wyborna interpretacja. Nic tylko słuchać!
Hélène Grimaud · Swedish Radio Symphony Orchestra · Esa-Pekka Salonen · Swedish Radio Choir:
https://www.youtube.com/watch?v=NNmHJGUnu1s
Mój blog muzyczny: https://astralnaodysejamuzyczna.blogspot.com/
-
- maxi-singel analogowy
- Posty: 548
- Rejestracja: 20.09.2017, 19:21
Odbieram ten zestaw b. pozytywnie.akond pisze:...Kupiłem kiedyś - dla zorientowania - próbkę Haydna w tym wykonaniu, i nawet mi się spodobała, ale z jakichś powodów nie pociągnąłem tematu. Cykl zresztą musiał być zawieszony po wypadku Feya w 2014 roku, i z tego co wiem, nie ma on szansy wrócić do dyrygowania (seria jest kontynuowana przez innych kapelmistrzów).bananamoon pisze:...Odpieczętowałem zestaw z kompletem Symfoniami Mendelssohna (Heidelberger Sinfoniker, Thomas Fey).
Rozumiem, że zestaw Mendelssohna oceniasz pozytywnie?
.
Tak zinterpretowanego / zagranego Mendelssohna - wartkie tempa, nieprzysadziste instrumentacje, szczypta żartu na "samego siebie" - słucha się z dużą przyjemnością.
Odprężająca muzyka, z odrobiną romantycznego luksusu.
Przyłączam się, raz jeszcze, do polecenia akonda!
Zestaw "L'Oeuvre Musicale" Bernarda Parmegiani, zawiera wyjątkowo ciekawe i wartościowe nagrania.
Rozumiem, że nowe wydanie, pod względem zawartości i grafiki, powiela fizyczność boksu z 2008 roku?
A jeśli już jesteśmy przy "takiej" muzyce, to pozwolę sobie zarekomendować, równie wyjątkowe, niecodzienne nagrania.
Chodzi o zbiór "nieklasycznych" kompozycji Luca Ferrari "L'Oeuvre Électronique".
To dziesięciopłytowa kompilacja elektronicznych / elektroakustycznych, przekrojowych w czasie, nagrań i muzycznych eksperymentów Luca Ferrari, o rożnym stopniu nasilenia, znaczenia i brzmieniowej specyfiki.
Polecam!
https://www.soundohm.com/product/l-oeuv ... tronique-2
https://www.discogs.com/release/1793296 ... ectronique
-
- maxi-singel analogowy
- Posty: 548
- Rejestracja: 20.09.2017, 19:21
- mahavishnuu
Nie chcę uprawiać czarnowidztwa, ale nie wróżę, zainicjowanemu przez Ciebie tematowi, związanemu z muzyką Arvo Pärta, kilkustronicowej dyskusji.
A szkoda.
Swego czasu, próbowałem wywołać tę kwestię, szczątkowo rozwijając moje spojrzenie na kompozycje kompozytora - bez odzewu.
Dodam zatem jedną rzecz, na której złapałem się, całkiem niedawno.
Otóż, zauważyłem, że muzyka Arvo Pärta, nie zostaje we mnie na dłużej; baaa, po kilku tygodniach, nie potrafię odtworzyć dogłębnej charakterystyki słuchanego utworu / przywołać wrażeń (po prostu "zapominam").
Podzielam Twoje pozytywne zdanie dotyczące symfonii kompozytora (niestety, znam jedynie wykonania symfonii pod batutą Neeme Jarvi).
A do tych ostatnio słuchanych, b. pozytywnie, jeszcze zapamiętanych kompozycji Arvo Pärta, zaliczyłbym "Passio, St John Passion" (Tonus Peregrinus, Antony Pitts)".
Polecam gorąco - wydaje się, że ta muzyka, daje zmysłom znacznie więcej, aniżeli niejednokrotnie, powierzchowne granie na emocjach; daje wyraźny zalążek głębszej myśli.
I na koniec, muszę to napisać.
Bardzo cenię większość nagrań Hélène Grimaud, ale...
...zaproponowane przez Ciebie wykonanie Credo (Hélène Grimaud, Swedish Radio Symphony Orchestra, Swedish Radio Choir, Esa-Pekka Salonen), uważam za nieudane.
Uważam, że w nagraniu, nie udało uchwycić się ducha kompozycji, a przede wszystkim, to przykład na nad wyraz wymęczoną interpretację, jako taką (mam na myśli muzykę klasyczną).
Płytę mam od dawna, po Twoim wpisie odświeżyłem ją ponownie.
I ponownie odniosłem wrażenie, które prześladuje mnie po wysłuchaniu albumu.
O ile Fantasia On An Ostinato Johna Corigliano jest nad wyraz ciekawa (bardzo dobra), o tyle kolejne kompozycje na płycie, są coraz gorsze - taka prawidłowość.
Co prawda Piano Sonata No. 17 Beethovana daje satysfakcję, ale już Fantasia For Piano, Chorus And Orchestra In C Minor, Op. 80 Beethovena, to co najmniej nieudany pomysł na interpretację.
A na koniec, to nieszczęsne dla moich uszu, Credo - ehhh.
Nie chcę uprawiać czarnowidztwa, ale nie wróżę, zainicjowanemu przez Ciebie tematowi, związanemu z muzyką Arvo Pärta, kilkustronicowej dyskusji.
A szkoda.
Swego czasu, próbowałem wywołać tę kwestię, szczątkowo rozwijając moje spojrzenie na kompozycje kompozytora - bez odzewu.
Dodam zatem jedną rzecz, na której złapałem się, całkiem niedawno.
Otóż, zauważyłem, że muzyka Arvo Pärta, nie zostaje we mnie na dłużej; baaa, po kilku tygodniach, nie potrafię odtworzyć dogłębnej charakterystyki słuchanego utworu / przywołać wrażeń (po prostu "zapominam").
Podzielam Twoje pozytywne zdanie dotyczące symfonii kompozytora (niestety, znam jedynie wykonania symfonii pod batutą Neeme Jarvi).
A do tych ostatnio słuchanych, b. pozytywnie, jeszcze zapamiętanych kompozycji Arvo Pärta, zaliczyłbym "Passio, St John Passion" (Tonus Peregrinus, Antony Pitts)".
Polecam gorąco - wydaje się, że ta muzyka, daje zmysłom znacznie więcej, aniżeli niejednokrotnie, powierzchowne granie na emocjach; daje wyraźny zalążek głębszej myśli.
I na koniec, muszę to napisać.
Bardzo cenię większość nagrań Hélène Grimaud, ale...
...zaproponowane przez Ciebie wykonanie Credo (Hélène Grimaud, Swedish Radio Symphony Orchestra, Swedish Radio Choir, Esa-Pekka Salonen), uważam za nieudane.
Uważam, że w nagraniu, nie udało uchwycić się ducha kompozycji, a przede wszystkim, to przykład na nad wyraz wymęczoną interpretację, jako taką (mam na myśli muzykę klasyczną).
Płytę mam od dawna, po Twoim wpisie odświeżyłem ją ponownie.
I ponownie odniosłem wrażenie, które prześladuje mnie po wysłuchaniu albumu.
O ile Fantasia On An Ostinato Johna Corigliano jest nad wyraz ciekawa (bardzo dobra), o tyle kolejne kompozycje na płycie, są coraz gorsze - taka prawidłowość.
Co prawda Piano Sonata No. 17 Beethovana daje satysfakcję, ale już Fantasia For Piano, Chorus And Orchestra In C Minor, Op. 80 Beethovena, to co najmniej nieudany pomysł na interpretację.
A na koniec, to nieszczęsne dla moich uszu, Credo - ehhh.
Uwielbiam Fur Alina! To jest utwór, który wydaje się dziennie prosty w zapisie nutowym (gram go czasami) - ale wymaga niezwykłego poziomu koncentracji. To jest celebrowanie pojedynczych dźwięków - one zyskują przez zupełnie inną wagę. Part użył obrazowego porównania, że każde źdźbło, każda żyłka rośliny zyskuje status kwiatu. Czy zwrot w kierunku tintinnabuli nie miał u Parta podłoża religijnego? Czytałem, że w tamtym okresie przeszedł na prawosławie (z luteranizmu).