Płyty roku 2021 - Witajcie w drugim roku zarazy
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
-
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4219
- Rejestracja: 26.01.2010, 11:45
- Lokalizacja: Łódź
Płyty roku 2021 - Witajcie w drugim roku zarazy
Shame- Drunk Tank Pink 2021
Postpunkowy Frankenstein ( bo czego tu nie ma?) ożywiony pasją członków zespołu. Zaznaczę, że z Londynu, bo nie wiedzieć czemu, kiedy słuchałem tego pierwszy raz myślałem, iż to amerykański band(?).
Jakby powiedzieć, że całość odmładza (no, tych co im gatunek coś "zrobił" z gustem muzycznym), to ten epitet nie wyczerpuje możliwości odsłuchu.
Wspomnienie o Black Midi, takie nienachalne, też może być uprawnione
Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami
Black Country, New Road - For the first time
Skoro Black Midi było wspominiane, to zostajemy blisko w temacie.
Debiut londyńskiego septetu. Jeśli lubicie King Gizz, King Crimson i Major Parkinson, jazz, psychodelic, post-punk, rock eksperymentalny i co tam jeszcze - dużo, dużo więcej, to dla Was. Jak dojrzale te dzieciaki grają! Usłyszałem ich i o nich jakiś czas temu w NPR i od razu wiedziałem, że zostaną ze mną na dłużej. Może i z Wami?
Say you want to know the truth, well you can ask me a question
I'll tell you something that you may want to hear
But I'll lie
I'll tell you something that you may want to hear
But I'll lie
- Duch 1532
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3317
- Rejestracja: 18.05.2008, 15:39
- Lokalizacja: Breslau, Schmiedefeld
Też właśnie słucham. Na razie mam wrażenie, że to takie Ghosteen, które wyszło.I&I pisze:Dziękuję za cynk - właśnie słucham, wykorzystując czas przed startem Stękałów w Obesrsdorfie.
Na razie jest b. dobrze
„Po co podnosiłem cały ten rwetes — pomyślałem sobie — ten człowiek jest istotą ludzką jak i ja; ma akurat tyle samo powodów, by lękać się mnie, co ja, by lękać się jego. Lepiej spać z trzeźwym kanibalem niż z pijanym chrześcijaninem”.
- gharvelt
- zremasterowany digipack z bonusami
- Posty: 5770
- Rejestracja: 14.04.2014, 20:52
- Lokalizacja: Kraków
Azmari - Samā'ī
Debiutancki album belgijskiej formacji. Szóstka muzyków tworzy głównie w stylu ethio-jazz, sięgając też do innych tradycji z różnych części świata (muzyka turecka czy elementy dub) - można by nawet rzec, że mniej jazzu, a więcej Bliskiego Wschodu oraz Południa. Właściwie to nawet dobrze, całość spójna, przyzwoicie zagrana i wg mnie bez kamasizmów
Uwielbiam pracować zdalnie z wielu powodów, przy czym najbardziej dlatego, że mogę przebywać w izolacji, nie spotykając się z nikim. Ale zdecydowanie więcej czasu na słuchanie muzyki to też niebagatelny atut Chroniczne niedospanie niestety pozostało, bo strefa czasowa wciąż ta sama...
- Duch 1532
- japońska edycja z bonusami
- Posty: 3317
- Rejestracja: 18.05.2008, 15:39
- Lokalizacja: Breslau, Schmiedefeld
Jak Cave w ostatnich latach, nie tak daleko od ostatnich dwu płyt Bad Seeds. Jak pisałem: to trochę jakby Ghosteen się udało. Głos Cave'a w dobrej formie, a nie tak dawno bywało z tym różnie.
„Po co podnosiłem cały ten rwetes — pomyślałem sobie — ten człowiek jest istotą ludzką jak i ja; ma akurat tyle samo powodów, by lękać się mnie, co ja, by lękać się jego. Lepiej spać z trzeźwym kanibalem niż z pijanym chrześcijaninem”.
To chyba mały off top się zrobił odnośnie zdalnej pracy, a może nie, bo temat też podwójny .
Ja chyba jednak wolę pracę w biurze, mimo dojazdów komunikacją, a może właśnie dzięki nim. Bo lubię rano wstać, zresztą sam się budzę i nie mam z tym problemów, sprawnie się ogarnąć i przejść po powietrzu. W domu to jednak wszystko rozwleczone no i jeszcze dzieciaki rozpraszają, bo one też na zdalnym. W sumie to też tego czasu na słuchanie nie było więcej, bo człowiek nie mógł się skupić. Ale od pewnego czasu już nie mamy pracy zdalnej, więc i wyboru nie ma.
A odnośnie tegorocznych płyt u mnie na razie na topie:
Steven Wilson - The Future Bites - generalnie zgadzam się z tym co sam autor powiedział, że zmiany są konieczne i lepiej nie tworzyć "rocka progresywnego trzeciej kategorii, niż pierwszorzędnej muzyki innego gatunku". Pewnie nie miałby już nic ciekawego do zaprezentowania w swojej dawnej stylistyce, chociaż z tą "pierwszorzędna muzyką" też bym nie przesadzał. Jest inaczej, chociaż z drugiej strony słychać, że to SW chociaż jakiś odmieniony (czyt. "zakochany", mimo, iż wcześniej tak się wystrzegał)
https://www.terazmuzyka.pl/steven-wilso ... brzmienie/
Ja chyba jednak wolę pracę w biurze, mimo dojazdów komunikacją, a może właśnie dzięki nim. Bo lubię rano wstać, zresztą sam się budzę i nie mam z tym problemów, sprawnie się ogarnąć i przejść po powietrzu. W domu to jednak wszystko rozwleczone no i jeszcze dzieciaki rozpraszają, bo one też na zdalnym. W sumie to też tego czasu na słuchanie nie było więcej, bo człowiek nie mógł się skupić. Ale od pewnego czasu już nie mamy pracy zdalnej, więc i wyboru nie ma.
A odnośnie tegorocznych płyt u mnie na razie na topie:
Steven Wilson - The Future Bites - generalnie zgadzam się z tym co sam autor powiedział, że zmiany są konieczne i lepiej nie tworzyć "rocka progresywnego trzeciej kategorii, niż pierwszorzędnej muzyki innego gatunku". Pewnie nie miałby już nic ciekawego do zaprezentowania w swojej dawnej stylistyce, chociaż z tą "pierwszorzędna muzyką" też bym nie przesadzał. Jest inaczej, chociaż z drugiej strony słychać, że to SW chociaż jakiś odmieniony (czyt. "zakochany", mimo, iż wcześniej tak się wystrzegał)
https://www.terazmuzyka.pl/steven-wilso ... brzmienie/
- RoryGallagher
- epka analogowa
- Posty: 955
- Rejestracja: 11.06.2017, 18:13
- Lokalizacja: Gdańsk
- Kontakt:
Praca w domu jest super - bo izolacja, brak dojazdów, można się wyspać i słuchać jeszcze więcej muzyki - i zdecydowałem się na nią jeszcze zanim przyszła zaraza. Jednak ten post będzie przede wszystkim o muzyce.
Steven Wilson zamiast trzecioligowych popłuczyn po progu lat 70. gra teraz trzecioligowe popłuczyny po popie następnej dekady. Czego się nie tknie, wychodzą straszne smęty.
Rok rozpoczął się jednak mocarnie. Wspomniany już "For the First Time" Black Country, New Road to mój zdecydowany faworyt. Niby nic odkrywczego, ale takie połączenie młodzieńczej energii i muzycznej dojrzałości nie trafia się często.
Tuż za nim wskazałbym dwa albumy, które w tym wątku - i chyba w ogóle na forum - jeszcze się nie pojawiły:
"Vertigo Days" The Notwist - niby tylko proste piosenki, ale niegłupio zaaranżowane i naprawdę zgrabne.
"Defeat" Fire! - kolejny świetny album szwedzkiego tria, odchodzący od jazz-rocka na rzecz klimatów etno; dużo świetnego fletu.
Poza tym wspominany "L.W." King Gizzard and the Lizard Wizard oraz niewymieniony jeszcze "Arrival of the New Elders" Elephant9 - oba bardzo przyjemne, choć to tylko kolejne płyty w sprawdzonym stylu. Bardzo lubię mikrotonowe płyty KG&LW, ale przychylam się do zdania, że każda kolejna okazuje się słabsza. Przydałoby się jakoś rozwijać tę stylistykę, zamiast powielania tych samych patentów i schematów.
Steven Wilson zamiast trzecioligowych popłuczyn po progu lat 70. gra teraz trzecioligowe popłuczyny po popie następnej dekady. Czego się nie tknie, wychodzą straszne smęty.
Rok rozpoczął się jednak mocarnie. Wspomniany już "For the First Time" Black Country, New Road to mój zdecydowany faworyt. Niby nic odkrywczego, ale takie połączenie młodzieńczej energii i muzycznej dojrzałości nie trafia się często.
Tuż za nim wskazałbym dwa albumy, które w tym wątku - i chyba w ogóle na forum - jeszcze się nie pojawiły:
"Vertigo Days" The Notwist - niby tylko proste piosenki, ale niegłupio zaaranżowane i naprawdę zgrabne.
"Defeat" Fire! - kolejny świetny album szwedzkiego tria, odchodzący od jazz-rocka na rzecz klimatów etno; dużo świetnego fletu.
Poza tym wspominany "L.W." King Gizzard and the Lizard Wizard oraz niewymieniony jeszcze "Arrival of the New Elders" Elephant9 - oba bardzo przyjemne, choć to tylko kolejne płyty w sprawdzonym stylu. Bardzo lubię mikrotonowe płyty KG&LW, ale przychylam się do zdania, że każda kolejna okazuje się słabsza. Przydałoby się jakoś rozwijać tę stylistykę, zamiast powielania tych samych patentów i schematów.
Co tam hula po tym Londynie?
Shame świetny, Black Country, New Road jeszcze lepszy, a oni podobno regularnie z Black Midi występowali, a na taki koncert to ja bym do Londynu od razu poleciał, z kwarantanną!
Może za parę lat do Londynu czasów pandemii będziemy podchodzić jak do Seattle 1991?
Shame świetny, Black Country, New Road jeszcze lepszy, a oni podobno regularnie z Black Midi występowali, a na taki koncert to ja bym do Londynu od razu poleciał, z kwarantanną!
Może za parę lat do Londynu czasów pandemii będziemy podchodzić jak do Seattle 1991?
Czy może chciałbyś o tym porozmawiać?gharvelt pisze:najbardziej dlatego, że mogę przebywać w izolacji, nie spotykając się z nikim.
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
- RoryGallagher
- epka analogowa
- Posty: 955
- Rejestracja: 11.06.2017, 18:13
- Lokalizacja: Gdańsk
- Kontakt:
Black Country, New Road świetne - od lat nie było tak dobrego rockowego debiutu. black midi też fajne, ale po nagraniach na żywo (polecam ten występ) studyjny album był dla mnie pewnym rozczarowaniem. Shame w ogóle mnie nie zainteresował. Za to już w maju zadebiutuje płytą długogrającą inny młody brytyjski zespół, poruszający się w podobnych klimatach - Squid. Sądząc po singlach i EPkach - zresztą coraz lepszych - jest na co czekać.