Ja trochę nie na temat, ale dziękuję Okechukwu za to stwierdzenie. Wykorzystam je trochę do innych celów, ale w dobrej wierze. Przed laty nie potrafiłem zrozumieć, a może nawet zaakceptować (za co mi wstyd, bo dziś to akceptuję bez problemu), że stawialeś wyżej muzyków lepiej wykształconych, z lepszym warsztatem itp., niż ich mniej zdolnych kolegów, ale hmm - nie chce używać podziału, że jedni grali świadomie i nudno, a drudzy toporniej, ale ciekawiej i barwniej, bo to bardzo niesprawiedliwe uproszczenie, ale w dużym skrócie, bywały takie podziały. Oczywiscie "barwniej" oznacza dla każdego co innego, ale trochę teraz odetchnąłem, bo ja lubię bardzo barwnych amatorówOkechukwu pisze:Jest bardziej merytoryczna, ale też o wiele bardziej sztampowa i akademicka. Tutaj jest barwniej i ciekawiej.
Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
Adoptuj, adaptuj i ulepszaj.
Dzisiaj muzycznie mniej mi się podobała (ale nadal bardzo), niż w drugim etapie, ale dobrze się na nią patrzy - te grymasy, gra ciałem i te palce, jak u aye-aye`a z bonusowymi, wędrującymi stawami.bananamoon pisze:Występem Miyu Shindu zaciągnąłem się "półtora raza".
"Pół" na żywo, "raz" z plejbeku - to wina Monstrualnego Talerza, który nie widzi różnicy pomiędzy krytykowaniem wykonawcy / płyty, a negowaniem gatunku / nieznanego (he, he).
Pianistka zagrała "inaczej" aniżeli w pierwszym etapie, zgoła odmiennie niż w drugim.
Prawie klasyczny występ - odpsychodelizowała się (he, he) - no, prawie odpsychodelizowała (wciąż słuchać opary THC i CBD).
Wygląda na to, że Japonka ma w sobie niewyczerpane źródło interpretacyjnej różnorodności, swobody, wyczucia dźwięku (pyszne te jej mazurki i rondo).
Wykonanie sonaty h-moll, Op. 58, w moim odczuciu, piekielnie nieschematyczne (!), pogmatwane...i łapiące za serce.
Hao Raoponownie fenomenalny - jest to, mogę już teraz powiedzieć, mój osobisty faworyt numer jeden. Już w pierwszym etapie nim trochę był, ale wtedy było kilku innych, którzy niestety odpadli... W drugim wypadł ponownie wspaniale, może nawet jeszcze lepiej, i chyba już wtedy został moim numerem jeden. Trzeci etap potwierdza najwyższe oczekiwania.
Dziś zagrał też Kyohei Sorita i gdyby któryś z tych dwóch został ostatecznym zwycięzcą, to cieszyłbym się z adekwatności moich odczuć i szanownego jury Co prawda trochę w nią wątpię...
Mazurki - tu Hao Rao wyraźnie wygrywa z Soritą, którego mazurki nie przekonały mnie, nudnawe mi się zdały. Hao Rao zagrał je zaś tak, jak siedemnastoletni Chińczyk nie może zagrać, chyba że jest... geniuszem? Z tanecznością, śpiewnością, prostotą. Na Nagrodę.
Sonata - na remis, może z lekkim wskazaniem na Japończyka. Sorita zaczął nieszczególnie, jakby się coś plątało. Ale zaczął walczyć z materią, czego ucieleśnieniem była niesłychana ilość potu na jego głowie... i im więcej walczył, im bardziej był spocony, tym bardziej idealnie i poruszająco to brzmiało. Marsza żałobnego zagrał z grobową powagą i namaszczeniem godnym okazji, ale jednocześnie było to przepełnione bólem - jednocześnie nijak nie przesadzone, pianistycznie pod pełną kontrolą.
Hao Rao w sonacie nie poruszył mnie tak głeboko, ale jego gra ma w sobie, w większym stopniu, niż u kogokolwiek tu innego, cudowną logiczność; każde stłumienie i każde rozbuchanie wydaje się mieć tu oczywisty sens, tak właśnie trzeba! i ten jego dźwięk (!), czasem niemal jakby grał na elektrycznym instrumencie (strasznie mi się to podoba!), a innym znów razem wybrzmiewający delikatnością do ostatniego echa.
Słucham sobie jeszcze raz tych wspaniałych mazurków i jak to tam właśnie wybrzmiewa
Ale! Hao Rao przyłożył ostatecznego gwoździa na końcu arcymistrzowskim posunięciem, gdy oto w III etapie zagrał poloneza na miarę Nagrody - jego Wielki Polonez w II etapie był bardzo dobry, ale bardziej podobały mi się inne utwory, a także inne polonezy: Sority czy Evy Gevorgyan. Natomiast tu... z nieubłaganą skutecznością, ale bez zbędnego pędzenia, jasnym otwartym dźwiękiem godnym Poloneza Heroicznego, w rytm którego wielcy panowie dawnych dni mogliby iść w tan (choć musieliby się nieco pospieszyć ).
Sorita zagrał tego samego poloneza, nie umiem powiedzieć, dlaczego mniej mnie przekonał - może coś z tempem?
Nie wiem, co z tematem, o którym gdzieś tam przeczytałem, że zgubił (Hao Rao) w tym polonezie jakieś takty Podobno tak było, ale pewności nie mam, no diabli wiedzą te żyri, na co oni ostatecznie największą uwagę zwracają.
p.s. Z zaciekawieniem słuchałem też preludiów w wykonaniu Piotra Alexewicza - pierwsza połowa tak średnio mi się sklejała, ale potem było coraz lepiej; ogólnie na pewno na plus. Chciałbym, żeby przeszedł do finału, bo każdy mający w planie f-molla jest na wagę złota
Dziś zagrał też Kyohei Sorita i gdyby któryś z tych dwóch został ostatecznym zwycięzcą, to cieszyłbym się z adekwatności moich odczuć i szanownego jury Co prawda trochę w nią wątpię...
Mazurki - tu Hao Rao wyraźnie wygrywa z Soritą, którego mazurki nie przekonały mnie, nudnawe mi się zdały. Hao Rao zagrał je zaś tak, jak siedemnastoletni Chińczyk nie może zagrać, chyba że jest... geniuszem? Z tanecznością, śpiewnością, prostotą. Na Nagrodę.
Sonata - na remis, może z lekkim wskazaniem na Japończyka. Sorita zaczął nieszczególnie, jakby się coś plątało. Ale zaczął walczyć z materią, czego ucieleśnieniem była niesłychana ilość potu na jego głowie... i im więcej walczył, im bardziej był spocony, tym bardziej idealnie i poruszająco to brzmiało. Marsza żałobnego zagrał z grobową powagą i namaszczeniem godnym okazji, ale jednocześnie było to przepełnione bólem - jednocześnie nijak nie przesadzone, pianistycznie pod pełną kontrolą.
Hao Rao w sonacie nie poruszył mnie tak głeboko, ale jego gra ma w sobie, w większym stopniu, niż u kogokolwiek tu innego, cudowną logiczność; każde stłumienie i każde rozbuchanie wydaje się mieć tu oczywisty sens, tak właśnie trzeba! i ten jego dźwięk (!), czasem niemal jakby grał na elektrycznym instrumencie (strasznie mi się to podoba!), a innym znów razem wybrzmiewający delikatnością do ostatniego echa.
Słucham sobie jeszcze raz tych wspaniałych mazurków i jak to tam właśnie wybrzmiewa
Ale! Hao Rao przyłożył ostatecznego gwoździa na końcu arcymistrzowskim posunięciem, gdy oto w III etapie zagrał poloneza na miarę Nagrody - jego Wielki Polonez w II etapie był bardzo dobry, ale bardziej podobały mi się inne utwory, a także inne polonezy: Sority czy Evy Gevorgyan. Natomiast tu... z nieubłaganą skutecznością, ale bez zbędnego pędzenia, jasnym otwartym dźwiękiem godnym Poloneza Heroicznego, w rytm którego wielcy panowie dawnych dni mogliby iść w tan (choć musieliby się nieco pospieszyć ).
Sorita zagrał tego samego poloneza, nie umiem powiedzieć, dlaczego mniej mnie przekonał - może coś z tempem?
Nie wiem, co z tematem, o którym gdzieś tam przeczytałem, że zgubił (Hao Rao) w tym polonezie jakieś takty Podobno tak było, ale pewności nie mam, no diabli wiedzą te żyri, na co oni ostatecznie największą uwagę zwracają.
p.s. Z zaciekawieniem słuchałem też preludiów w wykonaniu Piotra Alexewicza - pierwsza połowa tak średnio mi się sklejała, ale potem było coraz lepiej; ogólnie na pewno na plus. Chciałbym, żeby przeszedł do finału, bo każdy mający w planie f-molla jest na wagę złota
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
Preludia Alexewicza bardzo solidne (choć nieporywające) - tak bym to określił. Wg mnie ostatnie (moje ulubione ) grał odrobinę za szybko, ale to w sumie żaden zarzut. Jednak bardziej podobał mi się Wierciński - zwłaszcza dwie ostatnie części Sonaty h-moll wykonał naprawdę wspaniale - bardzo przejrzysty, selektywny sound, świetnie zarysowane kontrasty dynamiczne, doskonała praca lewej ręki. Japończyków niestety nie widziałem.
- Monstrualny Talerz
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4284
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
-
- maxi-singel analogowy
- Posty: 548
- Rejestracja: 20.09.2017, 19:21
To samo przydarzyło się Chińczykowi w pierwszym etapie konkursu, kiedy pisałem, że ręka mu się omsknęła.Crazy pisze:...Nie wiem, co z tematem, o którym gdzieś tam przeczytałem, że zgubił (Hao Rao) w tym polonezie jakieś takty Podobno tak było, ale pewności nie mam, no diabli wiedzą te żyri, na co oni ostatecznie największą uwagę zwracają...
W trzecim etapie, może to siedemnastolatka, sporo kosztować?
Japońskie prochy przestają działać, a nie ma dobrego towaru "na mieście" (he, he).B.J. pisze:Dzisiaj muzycznie mniej mi się podobała (ale nadal bardzo), niż w drugim etapie, ale dobrze się na nią patrzy - te grymasy, gra ciałem i te palce, jak u aye-aye`a z bonusowymi, wędrującymi stawami.
A na poważnie.
Coś jest na rzeczy, w tym co piszesz.
Wydaje się, że Miyu Shindo zaproponowała tym razem, mniej głębi w przekazie...za to wyeksponowała przystępność i "poprawność" interpretacji (?).
Tak czy inaczej, to był świetny występ!
- Monstrualny Talerz
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4284
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
Tak, ale...
Niestety mazurki Evy Gevorgyan były takie, jak się spodziewałem: ciężkie, bez polotu, czasem jak Do Hymnu, czasem trochę do spania, ale sorry, zero mazowieckiej wierzby Za to sporo rosyjskiego bombienia w klawisze, tu jednak średnio pasującego. Ta dziewczyna jest tak posągowa i dostojna, że sprawiała wrażenie, jakby była nieco zniecierpliwiona, że każą jej grać taką popelinę - więc jak wreszcie skończyła i przygrzmociła sonatą... Przypomina się od razu Mistrz i Małgorzata, rżnij pan marsza, maestro! Pierwsza część sonaty b-moll to było arcydzieło w jej wykonaniu, nie słyszałem tak dobrego wykonania tej części od bardzo dawna. Ale później, nie wiem, czegoś zabrakło. Chyba tego ładunku emocjonalnego, który chociażby wczoraj tak mnie przejął w interpretacji Sority. Ona, Eva, wygrywa tam, gdzie potrzebna jest moc. Moc w jej grze jest niesamowita, nie tylko w sensie mocy nacisku na klawisze, bo to też, ale przede wszystkim tworzenie takiego wrażenia czegoś wszechogarniającego, przytłaczającego słuchacza, który tylko siedzi w niemym podziwie. I tak też zagrała tę sonatę; tylko że nie zawsze ten niemy podziw jest tym, co najlepiej tam działa. W pierwszej części - tak. W drugiej szukałbym już bardziej podskórnego napięcia, w Marszu to wiadomo, a Eva nadal urządzała pokaz mocy. Było bardzo ciekawie, ale nagrody za sonatę nie przewiduję. Mam natomiast nadzieję, że dadzą jej zagrać w finale, bo to postać absolutnie nietuzinkowa. Ach, ale zrobiła też cudeńko z tego dziwacznego sonaty zakończenia!
Hiszpan zabawny, fajny, znacznie lepiej teraz zagrał wg mnie, niż w II etapie, ale chyba już naprawdę styknie Eksperci w studio marudzili, że dziwnie ułożył program, że niby przypadkowo, a ja uważam, że zrobił to właśnie z wielką pomysłowością i zupełnie nie przypadkowo, jako wytrawny układacz składanek to mówię
Avery Gagliano po raz kolejny - bardzo ładnie, podobało mi się, również na żywo, przyczepić się nie mam w ogóle do czego, ale nie wzbudza we mnie jej gra emocji.
Gadzijewa zbojkotowałem
Niestety mazurki Evy Gevorgyan były takie, jak się spodziewałem: ciężkie, bez polotu, czasem jak Do Hymnu, czasem trochę do spania, ale sorry, zero mazowieckiej wierzby Za to sporo rosyjskiego bombienia w klawisze, tu jednak średnio pasującego. Ta dziewczyna jest tak posągowa i dostojna, że sprawiała wrażenie, jakby była nieco zniecierpliwiona, że każą jej grać taką popelinę - więc jak wreszcie skończyła i przygrzmociła sonatą... Przypomina się od razu Mistrz i Małgorzata, rżnij pan marsza, maestro! Pierwsza część sonaty b-moll to było arcydzieło w jej wykonaniu, nie słyszałem tak dobrego wykonania tej części od bardzo dawna. Ale później, nie wiem, czegoś zabrakło. Chyba tego ładunku emocjonalnego, który chociażby wczoraj tak mnie przejął w interpretacji Sority. Ona, Eva, wygrywa tam, gdzie potrzebna jest moc. Moc w jej grze jest niesamowita, nie tylko w sensie mocy nacisku na klawisze, bo to też, ale przede wszystkim tworzenie takiego wrażenia czegoś wszechogarniającego, przytłaczającego słuchacza, który tylko siedzi w niemym podziwie. I tak też zagrała tę sonatę; tylko że nie zawsze ten niemy podziw jest tym, co najlepiej tam działa. W pierwszej części - tak. W drugiej szukałbym już bardziej podskórnego napięcia, w Marszu to wiadomo, a Eva nadal urządzała pokaz mocy. Było bardzo ciekawie, ale nagrody za sonatę nie przewiduję. Mam natomiast nadzieję, że dadzą jej zagrać w finale, bo to postać absolutnie nietuzinkowa. Ach, ale zrobiła też cudeńko z tego dziwacznego sonaty zakończenia!
Hiszpan zabawny, fajny, znacznie lepiej teraz zagrał wg mnie, niż w II etapie, ale chyba już naprawdę styknie Eksperci w studio marudzili, że dziwnie ułożył program, że niby przypadkowo, a ja uważam, że zrobił to właśnie z wielką pomysłowością i zupełnie nie przypadkowo, jako wytrawny układacz składanek to mówię
Avery Gagliano po raz kolejny - bardzo ładnie, podobało mi się, również na żywo, przyczepić się nie mam w ogóle do czego, ale nie wzbudza we mnie jej gra emocji.
Gadzijewa zbojkotowałem
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
Pani Leonora zawsze tak! W zielonej sukience równie wspaniała, jak wcześniej w niebieskiej i czerwonej Jej charyzma osobista i jej kreacja artystyczna rozkłada mnie na łopatki i mogę na nią patrzeć i jej słuchać bez przerwy. Ale siląc się na obiektywność, myślę, że to może być koniec drogi (konkursowej)... Poloneza-fantazję zaczęła znakomicie i mógłby być pozycją do dodania do listy ulubionych wykonań z konkursu, ale w kulminacji coś się chyba pogubiła; podobnie, wydaje mi się, w początku sonaty; mazurki z kolei wybrała dziwne i nie zabrzmiały najlepiej. To tyle w ramach krytykowania ulubionej uczestniczki Oczywiście po całości mi się bardzo podobało, ale to tak jak w przypadku większości wykonań na tym etapie. W tym roku poziom jest niedościgniony (a może po prostu więcej słucham?), indywidualności różnego kalibru jest bez liku, i pozostanie na poziomie III etapu nie brzmi mi jak klęska. Kiedy w 2015 do finału nie awansował Krzysztof Książek, a w 2010 właśnie Donna Leonora, to była to jakaś jawna niesprawiedliwość, teraz mam wrażenie, że oni wszyscy już są gwiazdami. Może to tylko wrażenieMonstrualny Talerz pisze:Pani Leonora niet
A Leonory będę skrupulatnie wypatrywał w programie Filharmonii na przyszłe lata!
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
- Monstrualny Talerz
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4284
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
Popołudniowców słuchałem z radia, jako podkład do robienia wylewki na podłogę (ale takiej małej) i znów miałem to przeświadczenie niezwykłego geniuszu Chopina, który stworzył muzykę pasującą idealnie do wszystkiego, nawet do robienia wylewek. Wylewki tym razem szły nadzwyczaj dobrze, równiutko, nic się nie knociło, idealnie wyliczyła mi się ilość zaprawy, perfekcyjnie się rozprowadzało - to jest właśnie geniusz Chopina! Ale gdy zaczęła grać Eva Gevorgyan to od razu stwierdziłem, że to jest jakiś wyższy poziom i muszę to zobaczyć. I potem dokładnie tak jak napisałeś - siedziałem w niemym podziwie. I czekałem tylko na moment w którym niczym Elsa z Krainy Lodu rozpęta w Filharmonii prawdziwe piekło (no może tornado, burze, grad itp).
I znowu tak - dokładnie mam te same wrażenie - trzeci etap to już są sami wygrani. Każdy z nich (może prawie, ale to chyba to osobiste preferencje) ma w sobie coś takiego, że przyciągają swoją indywidualnością. Gdy Leonora będzie gdzieś grała to pójdziemy z racami i wielkim banerem Forum Dinozaurów Love Italia!
I znowu tak - dokładnie mam te same wrażenie - trzeci etap to już są sami wygrani. Każdy z nich (może prawie, ale to chyba to osobiste preferencje) ma w sobie coś takiego, że przyciągają swoją indywidualnością. Gdy Leonora będzie gdzieś grała to pójdziemy z racami i wielkim banerem Forum Dinozaurów Love Italia!
Crazy, a swojego ulubionego włoskiego Słoweńca widziałeś? Bo on wyczyniał tak niesamowite rzeczy z Fantazją, że naprawdę miało się chwilami wrażenie jakby wykonywał jakiś utwór muzyki współczesnej albo proga z elementami RIO Zresztą Sonatę też zagrał w niezwykle zniuansowany sposób. Gevorgyan nie gorzej (choć inaczej) - piekielnie zdolna jest ta dziewczyna. To że w mazurkach wypadła słabiej, nie jest dla mnie argumentem przeciw, bo ja za mazurkami nie przepadam (poza nielicznymi wyjątkami np. przepiękny f-moll napisany 2 tyg. przed śmiercią).
O, a ja myślałem, że Ty siedzisz teraz na sali, bo mówiłeś, że może w sobotę, a widzę, że wolnych miejsc całkiem sporo!
Włoskiego Słoweńca zbojkotowałem, ale nie dało się zbojkotować zachwytów państwa w studio i jakieś fragmenty pokazywali, to i słyszałem. Może trzeba będzie chociaż tę sonatę nadrobić, bo to:
No ale nagrodę za najgorsze wykonanie poloneza musi dostać
A teraz Nikołaj Ch. - nie należy on do moich osobistych faworytów, ale wydaje mi się być jednym (z pięciu?) kandydatów do zdobycia pierwszej nagrody. Będę super zdziwiony, jeżeli wygra ktoś spoza tej piątki.
Włoskiego Słoweńca zbojkotowałem, ale nie dało się zbojkotować zachwytów państwa w studio i jakieś fragmenty pokazywali, to i słyszałem. Może trzeba będzie chociaż tę sonatę nadrobić, bo to:
to średnio mnie zachęcaOkechukwu pisze:jakiś utwór muzyki współczesnej albo proga z elementami RIO
No ale nagrodę za najgorsze wykonanie poloneza musi dostać
O nie, organicznie nie cierpię rac. Mogę pójść z banerem, flagami i czym bądź, ale w race proszę mnie nie mieszać!Monstrualny Talerz pisze:Gdy Leonora będzie gdzieś grała to pójdziemy z racami i wielkim banerem Forum Dinozaurów Love Italia!
Monstrualny Talerz pisze:niezwykłego geniuszu Chopina, który stworzył muzykę pasującą idealnie do wszystkiego, nawet do robienia wylewek
A teraz Nikołaj Ch. - nie należy on do moich osobistych faworytów, ale wydaje mi się być jednym (z pięciu?) kandydatów do zdobycia pierwszej nagrody. Będę super zdziwiony, jeżeli wygra ktoś spoza tej piątki.
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
Niestety nie dało się załatwić biletów. Te wolne miejsca to są miejsca dla vipów i sponsorów, którzy nie przychodzą. Słyszałem, że można je dostać, jak się nie zjawią, ale trzeba iść w ciemno tuż przed koncertem. Jakbym mieszkał w Warszawie, to bym oczywiście zaryzykował, no ale z Lublina, jeszcze przy trudnej sytuacji życiowej w tym momencie - zrezygnowałem.