Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina
Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy
Dzisiaj wieczorem chwila prawdy. Po pierwsze - czy wytrzymamy cztery emole pod rząd?
Serio, mój ukochany utwór wszechświata... możliwość posłuchania dwóch faworytów pod rząd i bezpośredniego porównania ich wykonów... na zakończenie Leonora... ale... cztery razy pod rząd?
A nie chciałbym ominąć Kamila Pacholca, bo prawie go nie słyszałem i ciekaw jestem.
Podejmuję rękawicę, ale czy wytrwam?
Serio, mój ukochany utwór wszechświata... możliwość posłuchania dwóch faworytów pod rząd i bezpośredniego porównania ich wykonów... na zakończenie Leonora... ale... cztery razy pod rząd?
A nie chciałbym ominąć Kamila Pacholca, bo prawie go nie słyszałem i ciekaw jestem.
Podejmuję rękawicę, ale czy wytrwam?
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
Wbrew obawom o jednostajność był to absolutnie wspaniały wieczór.
Zacząłem go nieco później, bo na otwierającego Polaka spóźniłem się jednak, a to, co usłyszałem, niespecjalnie mnie wciągnęło. Zupełnie inna historia była z następującym po nim Hao Rao - Chińczyk porwał mnie swoją maestrią i dynamiką, chociaż... nie mogłem pozbyć się wrażenia pewnej nerwowości, po której śladu nie było w poprzednich etapach; jakby czasami napięcie w palcach sprawiało, że nie wszystko idzie aż tak płynnie. Owszem, dźwięki perliste w częściach szybkich (jak to mówią eksperci: brillante) piękne jak zawsze, ale w innych momentach jakby coś się bełtało, pojawiały się wahnięcia tempa - albo mi się wydawało, bo w studio nic takiego nie słyszeli W każdym razie Hao Rao, który po trzech etapach pozostawał chyba moim numerem jeden, w tym etapie nie przekonał mnie aż tak.
Natomiast Kyohei Sorita... Ostatnio takiego emola słyszałem, kiedy Blechacz go zagrał w finale w 2005. Jeny, jak to płynęło IDEALNIE. Grał z całkowitą pewnością, taką, że można było być spokojnym, że gdyby się pomylił, to by z każdego takiego potknięcia błyskawicznie i niezauważalnie wybrnął; ale nie było się, o co martwić, bo każdy dźwięk był idealnie plasowany, doskonały timing, doskonała proporcja między głośno a cicho, przyspieszenia i zwolnienia w żadnym momencie nie wybijające z rytmu, ozdobniki piękne i ozdabiające, ale nie pchające się na pierwszy plan. Koncert doskonały i godzien zwycięstwa, zwłaszcza przecież po takiej sonacie i takim polonezie na wcześniejszych etapach.
Trochę się bałem, jak po takich tuzach wypadnie moja ulubiona Włoszka, ale niepotrzebnie. I jej udzieliła się ta pewność (fakt, że z koncertami chopinowskimi jest obyta od lat - sam ją słyszałem przed laty w Filharmonii, kiedy grała e-molla, a dziś chyba zagrała go lepiej i wiedziała, że umie!), wystąpiła z całą swoją charyzmą popartą niebagatelnymi umiejętnościami - ale i bagażem tej może typowo włoskiej chwiejności. Od czasu do czasu jakieś podejrzane zaburzenia tempa dawały się trochę we znaki. Ogółem jednak było to świetne show i piękna muzyka zarazem, na zwieńczenie wspaniałego wieczoru.
Zacząłem go nieco później, bo na otwierającego Polaka spóźniłem się jednak, a to, co usłyszałem, niespecjalnie mnie wciągnęło. Zupełnie inna historia była z następującym po nim Hao Rao - Chińczyk porwał mnie swoją maestrią i dynamiką, chociaż... nie mogłem pozbyć się wrażenia pewnej nerwowości, po której śladu nie było w poprzednich etapach; jakby czasami napięcie w palcach sprawiało, że nie wszystko idzie aż tak płynnie. Owszem, dźwięki perliste w częściach szybkich (jak to mówią eksperci: brillante) piękne jak zawsze, ale w innych momentach jakby coś się bełtało, pojawiały się wahnięcia tempa - albo mi się wydawało, bo w studio nic takiego nie słyszeli W każdym razie Hao Rao, który po trzech etapach pozostawał chyba moim numerem jeden, w tym etapie nie przekonał mnie aż tak.
Natomiast Kyohei Sorita... Ostatnio takiego emola słyszałem, kiedy Blechacz go zagrał w finale w 2005. Jeny, jak to płynęło IDEALNIE. Grał z całkowitą pewnością, taką, że można było być spokojnym, że gdyby się pomylił, to by z każdego takiego potknięcia błyskawicznie i niezauważalnie wybrnął; ale nie było się, o co martwić, bo każdy dźwięk był idealnie plasowany, doskonały timing, doskonała proporcja między głośno a cicho, przyspieszenia i zwolnienia w żadnym momencie nie wybijające z rytmu, ozdobniki piękne i ozdabiające, ale nie pchające się na pierwszy plan. Koncert doskonały i godzien zwycięstwa, zwłaszcza przecież po takiej sonacie i takim polonezie na wcześniejszych etapach.
Trochę się bałem, jak po takich tuzach wypadnie moja ulubiona Włoszka, ale niepotrzebnie. I jej udzieliła się ta pewność (fakt, że z koncertami chopinowskimi jest obyta od lat - sam ją słyszałem przed laty w Filharmonii, kiedy grała e-molla, a dziś chyba zagrała go lepiej i wiedziała, że umie!), wystąpiła z całą swoją charyzmą popartą niebagatelnymi umiejętnościami - ale i bagażem tej może typowo włoskiej chwiejności. Od czasu do czasu jakieś podejrzane zaburzenia tempa dawały się trochę we znaki. Ogółem jednak było to świetne show i piękna muzyka zarazem, na zwieńczenie wspaniałego wieczoru.
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
Drugi wieczór o znacznie mniejszych emocjach. Wszystkich chyba ujął Garcia Garcia, który naprawdę pięknie wykonał f-molla. Nie odszczekuję tego, co pisałem po II etapie, bo właśnie sobie odsłuchałem z youtuba, co by porównać ze wspomnieniami z Filharmonii i nadal jest to samo: jazzowo-corridowska dezynwoltura do poloneza jak pięść do nosa a przy okazji kiksów i ewidentnych fałszów więcej, niż ktokolwiek obok.
A jednak - jury wiedziało, że chce go posłuchać z orkiestrą i chwała mu za to!
Eva chyba najsłabiej ze wszystkich etapów (zdenerwowanie?), ale u niej najsłabiej to nadal bardzo dobrze.
A jednak - jury wiedziało, że chce go posłuchać z orkiestrą i chwała mu za to!
Eva chyba najsłabiej ze wszystkich etapów (zdenerwowanie?), ale u niej najsłabiej to nadal bardzo dobrze.
jeżeli nam zabraknie sił
zostaną jeszcze morze i wiatr
zostaną jeszcze morze i wiatr
Kurcze, słucham tych koncertów i nadal poza Larghettami nie wzbudzają we mnie większych emocji. Czekam tylko na nie. To jednak zupełnie inny kaliber niż sonaty, ballady, scherza czy cykle preludiów i etiud. Jaka szkoda, że Fryderyk nie skomponował trzeciego (przynajmniej trzeciego!) w dojrzalszym okresie!
- Monstrualny Talerz
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4284
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
Niestety ani wczoraj, ani przedwczoraj nie miałem możliwości sensownych odsłuchów. Jedynie z doskoku w radiu i część koncertu Sority i Evy na podglądzie. Koncerty słuchane z radia są dla mnie nierozróżnialne, ale wszystkie brzmią świetnie. Eva rzeczywiście wczoraj nieco nerwowo. Może dziś uda mi się pooglądać replay na YT.
I scenka rodzajowa: miałem wczoraj wieczorem odebrać czyjeś (obce) dzieci z zajęć, bo ten ktoś nie mógł. No więc podjechałem, zabrałem dzieciaki, jedziemy w tę wietrzną noc, liście lecą, w radiu PR II i Chopin i to było piękne, ten chłopak, ok. 10 lat nagle nieco przejęty, jakby pierwszy raz w życiu coś takiego usłyszał/przeżył: proszę pana, a to jest muzyka klasyczna?
I scenka rodzajowa: miałem wczoraj wieczorem odebrać czyjeś (obce) dzieci z zajęć, bo ten ktoś nie mógł. No więc podjechałem, zabrałem dzieciaki, jedziemy w tę wietrzną noc, liście lecą, w radiu PR II i Chopin i to było piękne, ten chłopak, ok. 10 lat nagle nieco przejęty, jakby pierwszy raz w życiu coś takiego usłyszał/przeżył: proszę pana, a to jest muzyka klasyczna?
-
- maxi-singel analogowy
- Posty: 548
- Rejestracja: 20.09.2017, 19:21
...i po raz kolejny, okazuje się, a widać to wyraźnie w rundzie finałowej etapu, że jestem niekompatybilny z muzyką Chopina, proponowaną przez finalistów konkursu.
Kyohei Sorita - nie wzbudził we mnie zainteresowania fortepianem / muzyką, w żadnym z etapów.
Koncert, o dziwo, zagrał poprawnie (wśród słuchaczy zyskał spore uznanie), ale dla mnie, to wciąż interpretacje Pana Yabu - na rauszu, rubaszne i głośne / na kacu, obcesowe i nieokrzesane.
Leonora Armellini - podobała mi się w koncercie znacznie bardziej od Japończyka.
Włoszka ma w sobie niezaprzeczalne pokłady muzykalności i pozytywnej otwartości, jednak za każdym razem gdy słucham jej gry, odnoszę wrażenie, że pianistka nie wie dokąd zmierza, że jej wykonania, bezwiednie prowadzą ją za rękę, że to w dużej mierze, maniana-interpretacje.
Hao Rao - Chińczyk jest chyba najjaskrawszym przykładem, na to, że w finale nie powinien się znaleźć.
Co prawda technikę gry ma iście wyjątkową, jednak przekaz muzyczny, to co gra, jest jednorodne, jednolite, a co za tym idzie, po kilu chwilach, staje się nudne.
Jest przewidywalny niczym remake "Foxy Lady 11" z albańskimi "aktorkami", które są niewygolone pod pachami i tureckimi "aktorami", z jeszcze dłuższymi...wąsami.
Kamil Pacholec - podobał mi z całej czwórki najbardziej...ale nie przekonał.
Zagrał najgorzej, ze wszystkich etapów.
Nie wiem, czy miał możliwość grać wcześniej z orkiestrą, czy sparaliżowała go trema, ale zagrał bardzo nierówno w interpretacji, momentami kolizyjnie w artykulacji - od przesadnie cichych fragmentów, które przykrywała orkiestra, po "zgrzytanie" dynamiczne klawiszy w najwyższych rejestrach.
Orkiestra także nie pomogła - wydawało się, że muzycy, w pierwszym wykonie, wciąż myślą o przegapionej, telewizyjnej prognozie pogody.
Martin Garcia Garcia - zastanawiam się, co skłoniło jury, po raz kolejny, do zadawania Hiszpanowi bólu i konieczności wylewania siódmych potów?
Chcą go wykończyć, odchudzić, kontuzjować, czy robią sobie żarty?
Garcia Garcia, w moim odczuciu, nie czuje muzyki Chopina (proponuje Chopino-podobny wyrób muzyczny), w dodatku ma ciężką rękę.
Muzykuje, wypowiadając kwestie z serialu Zorro, na castingu do roli Curro Jiméneza.
...choć muszę przyznać, że, o dziwo, pomimo wielu kiksów, nieźle wypadł w efmolu (co mu się chwali), szczególnie w Maestoso.
Eva Gevorgyan - dziewczyna ma serce do muzyki, ma serce do gry; to serce potraktowane podwójną dawką Mydocalm Forte, Cecipresu, Lozapu, Propranololu, popitych litrą ruskiego spirytusu (na trzech), rozcieńczonego ciepłą wodą z kranu.
J J Jun Li Bui - spójne, posklejane, nieprzesadzone (no może trochę techniczne / suche), niewykręcone w żadną stronę wykonanie...tempa nieprzeszarżowane (no może odrobinę), w dodatku zagrane z pewnym, stabilnym soundem.
Po swojemu, sprytnie i nienachalnie...niestety, nie do końca udało mu się zaprząc, w służbie, ponownie niedobudzoną w pierwszym występie, orkiestrę.
Alexander Gadjiev - efmol wydaje się być stworzony dla pokrętnej myśli pianisty.
O dziwo, koncert zagrał bardzo naturalnie / normalnie (prawie normalnie, no bo w Allegro Vivace, chyba najbardziej pozawijał po swojemu), jak to ma w zwyczaju, wspaniałym brzmieniem instrumentu.
Myśl, plankton, momentami podniosłość, momentami czar, i pomimo kilku potknięć, muzyka.
Zastanawia mnie, co chce, sobie (?), Włoch / Słoweniec, udziałem w konkursie, udowodnić?
Czuć osobowość.
Po dzisiejszych wykonawcach konkursu, nie spodziewam się rewelacji.
Hyuk Lee wydaje się być bezosobowy, niczym człowiek podobny z wyglądu / tffuu / z gry zupełnie do nikogo; Bruce (Xiaoyu) Liu, to kaskader, akrobata, ninja fortepianu, a co za tym idzie, nie wzbudza we mnie żadnych emocji; Aimi Kobayashi, to aktoreczka z Hollywood, całkiem doświadczona koncertowo, może więc "ugrać" całkiem sporo; Jakub Kuszlik idzie na wygraną i będzie dzisiaj grał plejbeku.
Mój wymuszony wybór?
Osobowość (Alexander Gadjiev) - Osobowość / Młodość (Eva Gevorgyan).
Osobowość (Alexander Gadjiev) - Młodość (J J Jun Li Bui).
Dwa do jednego dla Alexandra Gadijewa...a Ewa i tak sobie poradzi.
A jak podsumować konkurs?
Po wczorajszych (i wcześniejszych) wykonaniach, musiałem odreagować.
Odpieczętowałem zestaw z kompletem Symfoniami Mendelssohna (Heidelberger Sinfoniker, Thomas Fey).
Włączyłem pierwszą płytę...i nagle mięśnie zwiotczały, zniknęła opuchlizna z karku, ustąpił świst z uszu - poczułem dar witalny, naturalnej, pop-klasycznej, niezobowiązującej muzyki, stojącej w rozkroku pomiędzy barokowym kontrapunktem i melodyjnym romantyzmem.
I nie było fortepianu (he, he).
Kyohei Sorita - nie wzbudził we mnie zainteresowania fortepianem / muzyką, w żadnym z etapów.
Koncert, o dziwo, zagrał poprawnie (wśród słuchaczy zyskał spore uznanie), ale dla mnie, to wciąż interpretacje Pana Yabu - na rauszu, rubaszne i głośne / na kacu, obcesowe i nieokrzesane.
Leonora Armellini - podobała mi się w koncercie znacznie bardziej od Japończyka.
Włoszka ma w sobie niezaprzeczalne pokłady muzykalności i pozytywnej otwartości, jednak za każdym razem gdy słucham jej gry, odnoszę wrażenie, że pianistka nie wie dokąd zmierza, że jej wykonania, bezwiednie prowadzą ją za rękę, że to w dużej mierze, maniana-interpretacje.
Hao Rao - Chińczyk jest chyba najjaskrawszym przykładem, na to, że w finale nie powinien się znaleźć.
Co prawda technikę gry ma iście wyjątkową, jednak przekaz muzyczny, to co gra, jest jednorodne, jednolite, a co za tym idzie, po kilu chwilach, staje się nudne.
Jest przewidywalny niczym remake "Foxy Lady 11" z albańskimi "aktorkami", które są niewygolone pod pachami i tureckimi "aktorami", z jeszcze dłuższymi...wąsami.
Kamil Pacholec - podobał mi z całej czwórki najbardziej...ale nie przekonał.
Zagrał najgorzej, ze wszystkich etapów.
Nie wiem, czy miał możliwość grać wcześniej z orkiestrą, czy sparaliżowała go trema, ale zagrał bardzo nierówno w interpretacji, momentami kolizyjnie w artykulacji - od przesadnie cichych fragmentów, które przykrywała orkiestra, po "zgrzytanie" dynamiczne klawiszy w najwyższych rejestrach.
Orkiestra także nie pomogła - wydawało się, że muzycy, w pierwszym wykonie, wciąż myślą o przegapionej, telewizyjnej prognozie pogody.
Martin Garcia Garcia - zastanawiam się, co skłoniło jury, po raz kolejny, do zadawania Hiszpanowi bólu i konieczności wylewania siódmych potów?
Chcą go wykończyć, odchudzić, kontuzjować, czy robią sobie żarty?
Garcia Garcia, w moim odczuciu, nie czuje muzyki Chopina (proponuje Chopino-podobny wyrób muzyczny), w dodatku ma ciężką rękę.
Muzykuje, wypowiadając kwestie z serialu Zorro, na castingu do roli Curro Jiméneza.
...choć muszę przyznać, że, o dziwo, pomimo wielu kiksów, nieźle wypadł w efmolu (co mu się chwali), szczególnie w Maestoso.
Eva Gevorgyan - dziewczyna ma serce do muzyki, ma serce do gry; to serce potraktowane podwójną dawką Mydocalm Forte, Cecipresu, Lozapu, Propranololu, popitych litrą ruskiego spirytusu (na trzech), rozcieńczonego ciepłą wodą z kranu.
J J Jun Li Bui - spójne, posklejane, nieprzesadzone (no może trochę techniczne / suche), niewykręcone w żadną stronę wykonanie...tempa nieprzeszarżowane (no może odrobinę), w dodatku zagrane z pewnym, stabilnym soundem.
Po swojemu, sprytnie i nienachalnie...niestety, nie do końca udało mu się zaprząc, w służbie, ponownie niedobudzoną w pierwszym występie, orkiestrę.
Alexander Gadjiev - efmol wydaje się być stworzony dla pokrętnej myśli pianisty.
O dziwo, koncert zagrał bardzo naturalnie / normalnie (prawie normalnie, no bo w Allegro Vivace, chyba najbardziej pozawijał po swojemu), jak to ma w zwyczaju, wspaniałym brzmieniem instrumentu.
Myśl, plankton, momentami podniosłość, momentami czar, i pomimo kilku potknięć, muzyka.
Zastanawia mnie, co chce, sobie (?), Włoch / Słoweniec, udziałem w konkursie, udowodnić?
Czuć osobowość.
Po dzisiejszych wykonawcach konkursu, nie spodziewam się rewelacji.
Hyuk Lee wydaje się być bezosobowy, niczym człowiek podobny z wyglądu / tffuu / z gry zupełnie do nikogo; Bruce (Xiaoyu) Liu, to kaskader, akrobata, ninja fortepianu, a co za tym idzie, nie wzbudza we mnie żadnych emocji; Aimi Kobayashi, to aktoreczka z Hollywood, całkiem doświadczona koncertowo, może więc "ugrać" całkiem sporo; Jakub Kuszlik idzie na wygraną i będzie dzisiaj grał plejbeku.
Mój wymuszony wybór?
Osobowość (Alexander Gadjiev) - Osobowość / Młodość (Eva Gevorgyan).
Osobowość (Alexander Gadjiev) - Młodość (J J Jun Li Bui).
Dwa do jednego dla Alexandra Gadijewa...a Ewa i tak sobie poradzi.
Jeśli konkurs wygra Jakub Kuszlik, obiecuję, że wykupię cały nakład płyty, którą nagra, i dzień po dniu, egzemplarz po egzemplarzu, będę przesyłał płyty Kuszlika do Zydroniowej, za zwrotnym potwierdzeniem odbiory (he, he).Okechukwu pisze:...Jak Kuszlik wygra, to przygotowuję oficjalny protest skierowany do jury
A jak podsumować konkurs?
Po wczorajszych (i wcześniejszych) wykonaniach, musiałem odreagować.
Odpieczętowałem zestaw z kompletem Symfoniami Mendelssohna (Heidelberger Sinfoniker, Thomas Fey).
Włączyłem pierwszą płytę...i nagle mięśnie zwiotczały, zniknęła opuchlizna z karku, ustąpił świst z uszu - poczułem dar witalny, naturalnej, pop-klasycznej, niezobowiązującej muzyki, stojącej w rozkroku pomiędzy barokowym kontrapunktem i melodyjnym romantyzmem.
I nie było fortepianu (he, he).
Fakt. Znacznie skromniejszy .Okechukwu pisze:To jednak zupełnie inny kaliber niż sonaty, ballady, scherza czy cykle preludiów i etiud.
Kupiłem kiedyś - dla zorientowania - próbkę Haydna w tym wykonaniu, i nawet mi się spodobała, ale z jakichś powodów nie pociągnąłem tematu. Cykl zresztą musiał być zawieszony po wypadku Feya w 2014 roku, i z tego co wiem, nie ma on szansy wrócić do dyrygowania (seria jest kontynuowana przez innych kapelmistrzów).bananamoon pisze:Odpieczętowałem zestaw z kompletem Symfoniami Mendelssohna (Heidelberger Sinfoniker, Thomas Fey).
Rozumiem, że zestaw Mendelssohna oceniasz pozytywnie?
.
- Monstrualny Talerz
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4284
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29
- Monstrualny Talerz
- limitowana edycja z bonusową płytą
- Posty: 4284
- Rejestracja: 24.05.2017, 10:29