Rano grali mi Savoy Brown, wczoraj Ten Years After, przedwczoraj Fleetwood Mac. W kolejce stoją Free, Chicken Shack, Cuby + Blizzards, Bakerloo, Livin' Blues, nasz Breakout, Mayall, Cream, Allmany, coś Stonesów, Heńka... Nigdy dość prostego starego blues rocka. Na heavy metal mam fazy, miewam nawroty jazzofilii, często wracam do psychodelii, jeszcze częściej do rocka progresywnego, ale blues i hard rock po wyczerpującej szychcie musi być dziennie. Piwo
styknie raz na jakiś czas, a bez tej muzyki się nie da
. Hard rock zostawmy na później, może by tak przed wakacjami, po Cantenbury zorganizować małe zawody dla blusrockowych płyt z lat powiedzmy 1965 - 75?