Jazz i okolice

Forum podstawowe.

Moderatorzy: gharvelt, Bartosz, Dobromir, Moderatorzy

Awatar użytkownika
mir
remaster
Posty: 2409
Rejestracja: 11.04.2007, 01:43
Lokalizacja: Krakus

Post autor: mir »

.... a ja jeszcze o pol kroku do przodu w swojej "basowej" perwersji i od lat kolekcjonuje solowe plyty badz wynajduje plyty gdzie m. in. znajduja sie solowe utwory na (kontra)bas, takich wlasnie demonow tego pieknego instrumentu jak Vitous, Dave Holland, Charlie Haden, Paul Chambers, Eberhard Weber, Gary Peacock, Barre Phillips ....

pzdr

mir
djds

Post autor: djds »

Dzisiaj słuchałem czegoś takiego:

Pastorius / Metheny / Bley / Ditmas - Jaco (1974 r.)

Obrazek

Pat Metheny - gitara
Jaco Pastorius - bas
Bruce Ditmas - perkusja
Paul Bley - klawisze

1. Vashkar (9:55)
2. Poconos (1:01)
3. Donkey (6:28 )
4. Vampira (7:15)
5. Overtoned (1:05)
6. Jaco (3:45)
7. Batterie (5:12)
8. Kong Korn (0:29)
9. Blood (1:29)

Co tu dużo pisać - koń, jaki jest, każdy widzi :) Kawał rewelacyjnego fusion i żadnych zaskoczeń. Typowa gra Jaca, znane zagrywki Metheny'ego, idealna perkusja. Tylko te klawisze trochę mało zaakcentowane. Mimo wszytko te rzeczy zebrane do kupy tworzą płytę wspaniałą. Gorąco polecam.
Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4133
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Oj bym polemizował z tymi "znanymi zagrywkami Metheny`ego". Chyba, że słuchaliśmy dwóch różnych płyt albo ja od krzyków torturowanych heretyków już totalnie straciłem słuch. :wink: Ja mimo, iż posiadam ją w swoich zbiorach od dawna to unikam jej jak ognia. Jakie typowe fusion ?. To przecież granie totalnego elektrycznego free czystej wody. Blisko to abstrakcyjnego elektrycznego Davisa, lub czegoś totalnie niezrozumiałego. Pata tam za cholerę ciężko rozpoznać. Sam trochę po eksperymentował ze swobodniejszym graniem. Niestety efekty to dało mizerne. Cała płyta, mimo że dość krótka to męczy niemiłosiernie. Jaco i Bley pokazali się od niezłej strony - owszem. Metheny pod wpływem węgierskiego gitarzysty Atili Zollera od czasu do czasu odważniej grał free, ale muzyka przez stawała się nieczytelna i chaotyczna. Na pewno płyta ciekawa, ale nie na każdą okazję i kto zna pobieżnie muzykę Pata to może zostać w ciężkim szoku po jej przesłuchaniu. Raczej ciekawostka.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
B.J.
box z pełną dyskografią i gadżetami
Posty: 14826
Rejestracja: 11.04.2007, 21:33

Post autor: B.J. »

djds pisze:Dzisiaj słuchałem czegoś takiego:

Pastorius / Metheny / Bley / Ditmas - Jaco (1974 r.)
(...)
Gorąco polecam.
Z inną okładką 23,99zł + koszty przesyłki:
http://tanieplyty.pl/product_info.php/products_id/1530
djds

Post autor: djds »

Inkwizytor pisze:Oj bym polemizował z tymi "znanymi zagrywkami Metheny`ego". Chyba, że słuchaliśmy dwóch różnych płyt albo ja od krzyków torturowanych heretyków już totalnie straciłem słuch. :wink: Ja mimo, iż posiadam ją w swoich zbiorach od dawna to unikam jej jak ognia. Jakie typowe fusion ?. To przecież granie totalnego elektrycznego free czystej wody. Blisko to abstrakcyjnego elektrycznego Davisa, lub czegoś totalnie niezrozumiałego. Pata tam za cholerę ciężko rozpoznać. Sam trochę po eksperymentował ze swobodniejszym graniem. Niestety efekty to dało mizerne. Cała płyta, mimo że dość krótka to męczy niemiłosiernie. Jaco i Bley pokazali się od niezłej strony - owszem. Metheny pod wpływem węgierskiego gitarzysty Atili Zollera od czasu do czasu odważniej grał free, ale muzyka przez stawała się nieczytelna i chaotyczna. Na pewno płyta ciekawa, ale nie na każdą okazję i kto zna pobieżnie muzykę Pata to może zostać w ciężkim szoku po jej przesłuchaniu. Raczej ciekawostka.
Widaż, że moja niewiedza w tym temacie jest jednak jeszcze zatrważająca ;)

1. Mało słyszałem Metheny'ego - ale to co słyszałem było podobne do tego, co znajduje się na tej płycie.
2. Nie wiem co to jest free jazz - w sensie wiem, ale nie słyszałem :P Poza tym dalej uważam, że jest to płyta fusionowa.
3. Nie wiem jak to jest, bo mnie płyta nie męczy. Jest po prostu świetna i ogromnie lubię do niej wracać.
Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4133
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Sorry ale nie jest moim zamiarem ścigać kogokolwiek, kto polubi tę płytę. Raczej jest bliski uznania i podziwu - niż uznania, że ktoś nie ma za grosz gustu i smaku.
Bo gra Metheny`ego na tej płycie nijak ma się do tego co robił w tym czasie oraz nieco później ( "jedynka" Pat Metheny Group, Bright size life, Watercolours, Travels, Still Life itd). No chyba, że mamy tu zapowiedź jego płyty z Ornette Colemanem - Song X, lub Zero Tolerance for Silence. Klimaty są też zbliżone do jego odważnego przedsięwzięcia z Derekiem Bailey`em - Sign of four. Tu już jest totalnie odjechane granie.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
mir
remaster
Posty: 2409
Rejestracja: 11.04.2007, 01:43
Lokalizacja: Krakus

Post autor: mir »

Warto tu zaznaczyc, ze plyta ta byla debiutem Metheny'ego w momencie kiedy mial zaledwie 20 lat. Piewsza plyta juz pod wlasnym nazwiskiem to Bright Size Life (ECM) w roku nastepnym.

Song X z Ornettem bylo dopieir 10 lat pozniej, wiec zwazywszy na to co gral do tego momentu (1985) rozgrzewka ani zapowiedzia Song X to chyba raczej nie bylo.

pzdr

mir
Awatar użytkownika
Inkwizytor
limitowana edycja z bonusową płytą
Posty: 4133
Rejestracja: 06.05.2007, 19:19
Lokalizacja: Monty Python`s Flying Circus

Post autor: Inkwizytor »

Coleman był jednym z pierwszych jazzmanów, którzy zainteresowali Metheny`ego jazzem. Sam do dziś mówi, jakie na nim, jako młodym dopiero uczącym się muzyku wywarł wrażenie. Wcześniej był Davis i jego koncertowa płyta Four and More - ale to właśnie Ornettowi Pat wiele zawdzięcza i jego bardzo podziwiał. Na pewno to było jego marzenie z nim kiedyś zagrać.

Z tym debiutem Pata na albumie z Jaco, Bleyem i Ditmasem można dyskutować - na pewno był tam jako co-lider, ale na pewno nie główny decydujący muzyk. Wcześniej przecież nagrał 3 znakomite płyty z kwintetem Gary Burtona - Rings, Passages i Dreams so Real. Więc "debiut" odbył się nieco wcześniej - Pat miał chyba jakieś 18/19 lat gdy trafił do zespołu Burtona.
...Nobody expects the Spanish inquisition !
Awatar użytkownika
mir
remaster
Posty: 2409
Rejestracja: 11.04.2007, 01:43
Lokalizacja: Krakus

Post autor: mir »

Inkwizytor pisze:Coleman był jednym z pierwszych jazzmanów, którzy zainteresowali Metheny`ego jazzem. Sam do dziś mówi, jakie na nim, jako młodym dopiero uczącym się muzyku wywarł wrażenie. Wcześniej był Davis i jego koncertowa płyta Four and More - ale to właśnie Ornettowi Pat wiele zawdzięcza i jego bardzo podziwiał. Na pewno to było jego marzenie z nim kiedyś zagrać.
Marzen Patowi nikt nie odbiera, faktem jednakoz jest, iz przez 10 lat gral jak gral i nic nie wskazywalo na to, ze w '85 roku nagra taka "odjazdowa" plyte z Colemanem.
Inkwizytor pisze:Z tym debiutem Pata na albumie z Jaco, Bleyem i Ditmasem można dyskutować - na pewno był tam jako co-lider, ale na pewno nie główny decydujący muzyk. Wcześniej przecież nagrał 3 znakomite płyty z kwintetem Gary Burtona - Rings, Passages i Dreams so Real. Więc "debiut" odbył się nieco wcześniej - Pat miał chyba jakieś 18/19 lat gdy trafił do zespołu Burtona.
Gwoli scislosci to:
- Plyta djdsa, "Jaco", zostala nagrana w czerwcu 1974.
- Ring Burtona miesiac pozniej, w lipcu 1974.
- Dream So Real zostalo nagrane w grudniu 1975.
- Passages nie znam, lecz jesli piszesz o Passengers to ta zostala nagrana w listopadzie 1976.
- Metheny raczej nie byl co-liderem na plycie Jaco.

Wychodzi na to, ze jednak plyta, o ktorej pisze djds to wlasnie debiut Pata.

z pozdrowieniami

mir
Awatar użytkownika
mir
remaster
Posty: 2409
Rejestracja: 11.04.2007, 01:43
Lokalizacja: Krakus

Post autor: mir »

Pare dni temu, sprowokowany przez Jarka (Okechukwu) do siegniecia po moje stare wydania ELP na winylu, poszedlem za ciosem i z narazeniem zdrowia ponownie wspialem sie po drabince pod sufit by wyciagnac kilka innych plyt, do ktorych juz pare ladnych lat nie siegalem. Okazalo sie, ze miedzy innymi, byla tam prawie setka LP ze stajni ECM. Niektore z nich mam zdublowane na CD, ale spory procent tych winyli jak dotad nie doczekal sie wzowienia na CD (i bardzo dobrze, bo jednak ECM na czarnym krazku to jest to :!: ).

Sciagnalem rzeczona setke na podloge, zamknalem oczy i wyciagnalem plyte Sama Riversa, dzis ponad 80-letniego i ciagle nagrywajacego plyty saksofonisty, pt. Contrasts, nagrana w 1979 roku wspolnie z jednym z moich ulubionych basistow, Davem Hollandem (reszta skladu nizej).

Plyta zawiera 7 znakomitych kompozycji, wszystkie autorstwa Riversa i kazda zawierajaca tylko jedno slowo w tytule, oddajace niejako nastroj utoworu. Cala plyta utrzymana jest w stylu free, ale takim, ktory ja nazywam melodycznym free. Na przyklad, otwierajacy plyte “Circles” zaczyna sie zespolowa improwizacja, ale ze perkusista caly czas gra tu szczoteczkami, calosc nabiera duzo lagodniejszego brzmienia, nizby mozna bylo sadzic po dosc ozywionym wstepie. “Solace” to z kolei sliczna ballada, gdzie Rivers odstawiwszy tenor na chwile na bok, gra na sopranie a zamiast bebnow mamy marimbe. Sluchajac kompozycji ma sie wrazenie lotu nad jakims urokliwym i eterycznym krajobrazem. Na “Verve” slyszymy Riversa na flecie. Utwor jest pogodny i latwoprzyswajalny. Na calej plycie mamy fenomenalne dialogi pomiedzy saksofonem Riversa i puzonem Lewisa. Holland slicznie doklada swoje trzy grosze do linii melodycznej plyty gra na smyczku, ktora idealnie wplata sie w prowadzacy glos lidera zespolu. Barker na perkusji i marimbie jest rowniez pelnoprawnym (jak to z zalozenia free wynika) czlonkiem grupy wnoszac swoj wklad do wariacji tematycznych i melodycznych.

Kiedys prowadzilismy z Bednaarem krotka dyskusje na temat free. Musze przyznac, ze zupelnie wtedy zapomnialem o Riversie. Takie free jak najbardziej mi odpowiada. Jest dosyc skomplikowane, niebanalne i nieschematyczne a jednoczesnie tak pomyslowe, ze slucha sie tego z prawdziwa przyjemnoscia. Malo ktory muzyk z ery free (mowie tu o latach 60/70) podchodzil do sprawy z taka intelektualna samodyscyplina jak Rivers (choc Ornette Coleman oraz Archie Shepp z pewnoscia tez mieli takie podejscie). Ciekawostka jest, ze w 1959 roku zaczal grywac wspolnie z Tony Williamsem, ktory mial wowczas zaledwie …. 13 lat :!: Mnie sie to w glowie nie miesci. W tym wieku to ja ….. moglem sie po glowie podrapac conajwyzej :wink: .

Byc moze free Riversa (oraz Ornetta i Sheppa, ale z innego powodu) podchodzi mi bardziej niz innych “nawiedzonych” awangardzistow, bo niemala role w jego podejsciu do formy muzycznej ma jego klasyczne wyksztalcenie muzyczne (fortepian i skrzypce jako dziecko oraz Bostonskie Konserwatorium Muzyczne a pozniej dalsze studia na Uniwersytecie Bostonskim).

W 1976 Rivers zaczal grywac z Dave’m Hollandem. Wydali wspolnie pare plyt a w 1979 nagrali album, o ktorym dzis pisze i do ktorego goraco zachecam.

Kompozycje:
1. Circles
2. Zip
3. Solace
4. Verve
5. Dazzle
6. Images
7. Lines

Sklad zespolu:

Sam Rivers – flet, saksofon (tenor i sopran)
Thurman Barker - perkusja, marimba
George Leroy Lewis – puzon
Dave Holland – bas
Awatar użytkownika
mir
remaster
Posty: 2409
Rejestracja: 11.04.2007, 01:43
Lokalizacja: Krakus

Post autor: mir »

Nie tak dawno temu, w innym watku, przy rozmowie o Johnie Zornie i Masadzie, rekomendowalem plyte Live in Taipei. Pare dni po tej dyskusji, kupilem Live in Tonic. Usiadlem z wrazenie juz po pierwszych taktach muzyki. Porozumienie miedzy muzykami ma tu miejsce chyba przez osmoze. Rzadko cos takiego sie widzi i slyszy. Konceret to dwa dyski z dwoch calych setow jakie grupa zaprezentowala w swoim”macierzystym” klubie. Muzyka, momentami abstrakcyjna, porywa, zmusza do koncentracji, sklania do refleksji. Super sprawa jest tez to, ze w obu setach powtarza sie tylko jedna, pieciominutowa kompozycja. Bazujac na wplywach muzyki hebrajskiej i Yiddish jako rdzen kompozycji, dwaj frontmani (Zorn na alcie i Douglas na trabce) tworza harmoniczne wersje muzyki stojacej niejako w opozycji do tradycjnie rozumianego idiomu jazzu (nie mam oczywiscie na mysli tradu).

Konczac, nadal zachwycam sie koncertem z Taipei (1995) ale Tonic (2001) to jest to co nalezy koniecznie miec. Obie plyty wydane oczywiscie przez Tzadik.

pzdr

mir
Awatar użytkownika
Arnold Layne
digipack
Posty: 2638
Rejestracja: 29.04.2007, 18:41

Post autor: Arnold Layne »

Wczoraj, w ramach festiwalu "Jazz na Starówce" odbył się koncert Lee Konitza. Było wspaniale :D

Obrazek
Awatar użytkownika
mir
remaster
Posty: 2409
Rejestracja: 11.04.2007, 01:43
Lokalizacja: Krakus

Post autor: mir »

Arnold Layne pisze:Wczoraj, w ramach festiwalu "Jazz na Starówce" odbył się koncert Lee Konitza. Było wspaniale :D
Pozazdroscic, cholerka. Balwany tez byly :?: :lol:

pzdr

mir
Awatar użytkownika
Arnold Layne
digipack
Posty: 2638
Rejestracja: 29.04.2007, 18:41

Post autor: Arnold Layne »

mir pisze:Balwany tez byly
Co najmniej jeden :D
"How I wish, how I wish you were here"...
Awatar użytkownika
Drummer00
album CD
Posty: 1987
Rejestracja: 13.07.2007, 14:15
Lokalizacja: Kielce

Post autor: Drummer00 »

Byłem ostatnio na koncercie tria Włodka Pawlika z gosciem specjalnym Randy'm Brecker'em. Zespół w składzie: Włodek-piano, Randy-trąbka, Czarek Konrad-perkusja, Paweł Pańta-kontrabas. Zagrali materiał który Pawlik nagrał w stanach z Randy'm pt. "Turtles" chyba tylko jedna kompozycja pochodziła z ostatniego albumu "Anheli". Świetna forma wszystkich, Konrad zapierdziela aż miło udowadniając,że nie odstaje od światowej czołówki, stylowo a'la Dave Weckl tylko bardziej malarsko-klimaciarsko. Włodek panował nad wszystkim łamiąc metrum gdzie sie da wciskając często tzn. fryty (wtrącenia). Randy - żywa legenda, trochę utył i nie zakrywa już łysiny pod beretem, przepięknie-klimatyczne granie. Słychać było trochę niezgranie tria Włodka z Randy'm, ale co tam i tak było porazająco...
ODPOWIEDZ