 |
Muzyczne Dinozaury i ich następcy
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Maciek zremasterowany digipack z bonusami

Dołączył: 15 Kwi 2007 Posty: 7154
|
Wysłany: 02.09.2016, 08:46 Temat postu: Nick Cave (& The Bad Seeds) |
|
|
Singiel oraz wideo zapowiadające nowy album Nicka, to chyba dobry moment żeby założyć mu wreszcie temat na naszym forum.
Nick Cave & The Bad Seeds - 'Jesus Alone' (Official Video) https://www.youtube.com/watch?v=9iGxoJnygW8&feature=youtu.be
Po cichu liczę, że na tej płycie pierwszoplanowym bohaterem zostanie Warren Ellis. _________________ Adoptuj, adaptuj i ulepszaj. |
|
Powrót do góry |
|
 |
Leptir zremasterowany digipack z bonusami

Dołączył: 04 Wrz 2010 Posty: 7335
|
Wysłany: 02.09.2016, 08:54 Temat postu: |
|
|
Zdecydowanie należy mu się temat. A nowy utwór intrygujący - ciekawe jak się będzie miał do reszty płyty... _________________ „You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray) |
|
Powrót do góry |
|
 |
Duch 1532 digipack

Dołączył: 18 Maj 2008 Posty: 2913 Skąd: Breslau, Schmiedefeld
|
Wysłany: 02.09.2016, 10:33 Temat postu: |
|
|
Mnie się ten utwór bardzo; ale nie mam pewności, czy chciałbym słuchać całej podobnie ułożonej płyty. Rzeczywiście zdaje się, że Ellis miał tu sporo do powiedzenia. _________________ Strzeżcie się przyjmowania do swego rzemiosła, wymagającego takiej czujności, jakiegokolwiek młodzieńca o ściągłej twarzy i zapadniętych oczach, skłonnego do niewczesnych rozmyślań, młodzieńca, który się zgłasza na okręt z „Fedonem”. |
|
Powrót do góry |
|
 |
MichalP maxi-singel analogowy

Dołączył: 29 Sie 2016 Posty: 562 Skąd: UK
|
Wysłany: 02.09.2016, 17:08 Temat postu: |
|
|
Kiedyś, wieki temu, był jakiś koncert Cave'a w telewizyjnej dwójce, na którym siedząc przy fortepianie wyglądał tak jakby nie bardzo wiedział w jakim uniwersum się znajduje. Nie pamiętam który to był rok, ale chyba jakieś lata 90.
To teraz będzie be. Cave zawsze stał jak dla mnie w cieniu Hammilla, mimo że to trochę inna stylistyka to zawsze słuchając jego muzyki widzę Petera podnoszącego z uśmiechem kielich wina jak w końcówce "teledysku" do Plagi latarników. Nie przepadam Cave'em, zawsze wydawał mi się spięty jak nie wiem co, sztucznie poważny zarówno w tekstach jak i w muzyce. Znam bardzo dobrze: From Her to Eternity, Your Funeral, My Trial i moją ulubioną The Good Son. O ile te dwie pierwsze nie podobają mi się o tyle Dobrego syna uważam za małe dziełko ale na niej poprzestałem w zgłębianiu jego muzyki. The Birthday Party nie znam, poza tym obiło mi się jeszcze o uszy kilka utworów w tym oczywiście to z Minogue. |
|
Powrót do góry |
|
 |
zlatan epka kompaktowa

Dołączył: 06 Maj 2016 Posty: 1224 Skąd: Łódź/Warszawa
|
Wysłany: 02.09.2016, 18:41 Temat postu: |
|
|
Znam pobieżnie, ale Let Love In to jedna z moich ukochanych płyt w ogóle. Najlepsza jaką znam do zdefiniowania pojęcia "muzyczny narkotyk": wiesz, że ta muzyka szkodzi, ale i tak do niej wracasz. Pełna furii, gniewu, smutku, chyba bez ani jednej wesołej nuty. A mająca taką siłę oddziaływania, że człowiek bezwiednie się jej poddaje i pozwala sięgnąć sobie do najgłębszych zakamarków duszy. A jeszcze przy tym wszystkim... jest przebojowa. Nieraz już łapałem się na tym, że nuciłem sobie poszczególne kawałki na ulicy czy w autobusie, po czym tylko utwierdzałem się w przekonaniu, że normalny to raczej nie jestem  |
|
Powrót do góry |
|
 |
WOJTEKK box z pełną dyskografią i gadżetami

Dołączył: 12 Kwi 2007 Posty: 21546 Skąd: Lesko
|
Wysłany: 02.09.2016, 19:30 Temat postu: |
|
|
Tak, muzyka Cave'a szkodzi, a najbardziej Tender Prey - moja ulubiona. Ale nie porównywałbym Cave'a do Hammilla, bo to jednak trochę inna kupka herbaty. Natomiast predzej do cohena, którym Cave bardzo chce być. I właśnie na Good Son był tego najbliżej.
A na żywo widziałem go w Kongresowej w 1997 roku - świetny koncert, przy czym on i Blixa palili jak lokomotywy, a niedopałki kiepowali o podłogę sceny. W każdym razie dodatkowe efekty pirotechniczne potrzebne nie były.
A propos koncertów wyszedł niedawno koncert z Royal Albert Hall z tamtego roku - taki oficjalny bootleg, powiem szczerze, że przy nim Live from KCRV nie istnieje.
A o Let Love in kiedyś tak napisałem:
Nie słuchałem tej płyty od prawie ośmiu lat. I to zupełnie nieprzypadkowo. Omijałem ja z premedytacją, kojarzy mi się z jednym z najgorszych dni mojego życia. Bo to jest tak – zdarza się czasem, że wspólne życie trzeba podzielić na dwa, a częścią wspólnego życia są kompakty. I je też trzeba podzielić i poprzegrywać. Nie miałem jeszcze wtedy komputera, ale miałem za to nagrywarkę audio do płyt CD. Było swego czasu takie ustrojstwo – wyglądało jak zwykły odtwarzacz, tyle że miało dwie kieszenie – do jednej wkładało się płytę do przegrania, a do drugiej czysty dysk (drogie były, na początku nawet po 12 złotych, potem staniały do 3-4). Najlepiej było nagrywać z prędkością jeden do jednego, bo wtedy błędów nie było i można było słuchać podczas przegrywania. No to zabrałem się do roboty, było tych płyt bardzo dużo – robota na cały weekend. Zacząłem od Nicka Cave’a. Już po pierwszych kilkudziesięciu sekundach wiedziałem, że nie było to dobry wybór. Poczułem się, jakby ktoś mi zaczął sól sypać na świeże rany i to całymi garściami. Wyłączyłem, ściszyłem? Nie. Z jakimś dziwnym samozaparciem brnąłem w tą muzykę dalej. Jakby to psychiczne prucie własnych flaków sprawiało mi przyjemność. Nie – to muzyka sprawiała. Ale za to jej treść i kontekst w jakim jej słuchałem – wprost przeciwnie. Poruszyła w mojej psychice struny, których od kilku miesięcy pilnowałem, żeby nie dźwięczały. „Let Love In” było jak betonowe koło ratunkowe. Tylko „Lost” VDGG mogło by mi wtedy przykopać mocniej. Ale nie próbowałem sprawdzić o ile mocniej. Chciało mi się śmiać, płakać, nosiło mnie po mieszkaniu, podśpiewywałem razem Cavem – stan ducha kiedy od euforii do rozpaczy i z powrotem przechodzi się w mgnieniu oka, połączony do tego z poczuciem utraty kontaktu z rzeczywistością, psychodelicznego odrealnienia tej sytuacji, a świat zaczyna się i kończy na własnej popapranej psychice. Do tego miałem wrażenie, że tylko jej jedna część dostaje pierdolca, a druga stoi z boku i przygląda się temu wszystkiemu z przyjaznym zainteresowaniem. Istny bad trip tylko, że bez chemii. Albo raczej na chemii wyprodukowanej przez własny organizm. Skończyła się płyta, świat wrócił. Katharsis? Nie. Katharsis przerabiałem około miesiąca wcześniej, w całkiem innym miejscu, całkiem innych okolicznościach i było znacznie spokojniejsze. To były tylko wstrząsy wtórne. Potem… Potem okazało się, że przyszła paczka od pana Marka i mam trzydzieści świeżych krążków do posłuchania. Nagrywając płyty i pakując klamoty tej drugiej połowy życia słuchałem sobie zupełnie nowej dla mnie muzyki – Ange, Corte Dei Miracoli, Alphataurus, Fruupp, Celeste, Circus 2000, Campo di Marte – and many more – w ten sposób mój mózg miał już całkiem inne zajęcie. I tak to muzyka uratowała mi życie.
A „Let Love In”? Dzisiaj rano włożyłem ja do discmana. Chciałem sobie ja przypomnieć, bo u dinozaurów jest teraz plebiscyt na płytę roku 1994. I tak bez słuchania wstawiłem ją do pierwszej trójki, ale pomyślałem, że można spróbować posłuchać jeszcze raz – z ciekawości, jaki będzie efekt. Tym razem zgodnie z przewidywaniami, obeszło się bez żadnych sensacji, a płyta dalej jest znakomita. W skrócie możemy opisać ją tak – szaleniec śpiewa o miłości. Brzmi intrygująco? I takie jest. A nawet jeszcze bardziej. Miłość śmierć i krew – ulubione zestawienie Cave’a. Ale ta miłość to też zjawisko destrukcyjne. Cave’owi i jego kompanom udało się stworzyć klimat, który łączy wszystkie te dosyć różne piosenki w jedną całość. Nie ma znaczenia czy to ballada, czy na przykład „Jangling Jack” – wszystko jest pesymistyczne, przesiąknięte melancholią i smutkiem. I grubą kartoteką w poradni zdrowia psychicznego. Porównajmy „Do You Love Me” i „Do You Love Me Part 2” – które dołuje bardziej? Nie przypadkiem to drugie? Może to pierwsze jest jak lament opuszczonego świra, ale przy drugiej, spokojnej, balladowej części, butelka, albo brzytwa otwierają się same dużo szybciej. A czy w „Let Love In”, „Loverman”, albo "Ain't Gonna Rain Anymore” jest cokolwiek optymistycznego. Czy w ogóle na tej płycie jest COKOLWIEK optymistycznego? Z całego tego zestawu "Thirsty Dog" i wspomniany "Jangling Jack" nie są takie dołujące. Gniewne, agresywne, ale przynajmniej na chwilę wychodzimy z ponurych piwnic psychiki tego Kangura. Chociaż słuchając tych obu utworów można się zorientować, że i na powierzchni wcale przyjemnie nie jest.
Pewnie może dziwić, że płyta stoi na półce osiem lat, jak w areszcie, gdyby nie plebiscyt, nie wiem, kiedy bym po nią sięgnął, która była czynnikiem spustowym czegoś… dziwnego i niepokojącego, a czego na pewno nie chciałbym przeżyć jeszcze raz i ja piszę o niej w samych superlatywach? Zanim przyszła ta czerwcowa sobota, ten album stał u mnie na półce już dobre kilka lat i kurzem nie zarastał – zdążyłem go bardzo polubić. Moim zdaniem to jedna z najlepszych płyt Cave’a i jego The Bad Seeds. Chyba tylko „Tender Prey” jest lepsze (tam jest „Mercy Seat” – to wystarczy za całe uzasadnienie). „Murder Ballads”? E tam. To Cave dla w wersji soft dla początkujących. Prawdziwe „mięcho” jest na wcześniejszych płytach. Chociażby na „Let Love in”.
_________________ Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.
http://artrock.pl/ |
|
Powrót do góry |
|
 |
Bednaar zremasterowany digipack z bonusami

Dołączył: 11 Kwi 2007 Posty: 5356 Skąd: Łódź
|
Wysłany: 02.09.2016, 21:37 Temat postu: |
|
|
Generalnie doceniam Cave'a jako artystę. Poznałem go poprzez The Birthday Party (jako australijski odpowiednik uwielbianego kiedyś przeze mnie Bauhausu). Potem nabyłem Let Love In na winylu oraz Murder Ballads na kasecie - słuchałem obu płyt, ale bez jakiś dogłębnych wzruszeń. The Boatman's Call pożyczyłem od znajomego - ale niestety płyta ta działała na mnie jak kołysanka. Fragmenty innych płyt znam z audycji radiowych m.in. Beksińskiego. Reasumując - w zasadzie lubię, ale to nie do końca moje klimaty. |
|
Powrót do góry |
|
 |
jay.dee kaseta "metalówka"

Dołączył: 15 Sie 2016 Posty: 295 Skąd: Barcelona
|
Wysłany: 02.09.2016, 22:11 Temat postu: |
|
|
WOJTEKK napisał: | nie porównywałbym Cave'a do Hammilla, bo to jednak trochę inna kupka herbaty. |
A mi to porównanie spodobało się, ponieważ jak dotąd widziałem w nim nowofalowego kontynuatora klasycznie progresywno-poetyckiej tradycji Toma Waitsa i nawet przez głowę nie przeszło mi, że Hammill może być równie interesującym punktem odniesienia.  |
|
Powrót do góry |
|
 |
jarex digipack
Dołączył: 08 Lis 2013 Posty: 2941 Skąd: Poznań
|
Wysłany: 02.09.2016, 22:15 Temat postu: |
|
|
Cave i Hammill, karkołomne porównanie  |
|
Powrót do góry |
|
 |
Duch 1532 digipack

Dołączył: 18 Maj 2008 Posty: 2913 Skąd: Breslau, Schmiedefeld
|
Wysłany: 02.09.2016, 22:34 Temat postu: |
|
|
Nie takie znów karkołomne: może to zgoła różne metodologie okazywania podobnych emocji? Nie mogę, rzecz jasna, odtworzyć tego z jakąkolwiek dokładnością, ale gdy się teraz zastanawiam, mam wrażenie, iż po obu sięgam w tych samych (takich samych) nastroju. Najpewniej nie bez powodu. _________________ Strzeżcie się przyjmowania do swego rzemiosła, wymagającego takiej czujności, jakiegokolwiek młodzieńca o ściągłej twarzy i zapadniętych oczach, skłonnego do niewczesnych rozmyślań, młodzieńca, który się zgłasza na okręt z „Fedonem”. |
|
Powrót do góry |
|
 |
jarex digipack
Dołączył: 08 Lis 2013 Posty: 2941 Skąd: Poznań
|
Wysłany: 02.09.2016, 22:42 Temat postu: |
|
|
Duch 1532 napisał: | może to zgoła różne metodologie okazywania podobnych emocji? |
nieźle, nieźle  |
|
Powrót do góry |
|
 |
Freefall zremasterowany digipack z bonusami

Dołączył: 18 Lut 2012 Posty: 5712
|
Wysłany: 02.09.2016, 22:44 Temat postu: |
|
|
jarex napisał: | nieźle, nieźle  |
Oj, nie nabijaj się . |
|
Powrót do góry |
|
 |
jarex digipack
Dołączył: 08 Lis 2013 Posty: 2941 Skąd: Poznań
|
Wysłany: 02.09.2016, 22:45 Temat postu: |
|
|
It's only rock and roll, nie zapominajmy o tym  |
|
Powrót do góry |
|
 |
Duch 1532 digipack

Dołączył: 18 Maj 2008 Posty: 2913 Skąd: Breslau, Schmiedefeld
|
Wysłany: 02.09.2016, 22:54 Temat postu: |
|
|
jarex napisał: | Duch 1532 napisał: | może to zgoła różne metodologie okazywania podobnych emocji? |
nieźle, nieźle  | Też tak uważam; żałuję jedynie, że nie widziałem swojej gęby, gdy to pisałem
PS Słucham właśnie A Plague of Lighthouse Keepers i przyznaję: przychodzi mi niekiedy na myśl, że to podobieństwo jest jednak naciągane. Ale tylko niekiedy. _________________ Strzeżcie się przyjmowania do swego rzemiosła, wymagającego takiej czujności, jakiegokolwiek młodzieńca o ściągłej twarzy i zapadniętych oczach, skłonnego do niewczesnych rozmyślań, młodzieńca, który się zgłasza na okręt z „Fedonem”. |
|
Powrót do góry |
|
 |
jay.dee kaseta "metalówka"

Dołączył: 15 Sie 2016 Posty: 295 Skąd: Barcelona
|
Wysłany: 02.09.2016, 23:00 Temat postu: |
|
|
Duch 1532 napisał: | Słucham właśnie A Plague of Lighthouse Keepers i przyznaję: przychodzi mi niekiedy na myśl, że to podobieństwo jest jednak naciągane. Ale tylko niekiedy. |
Mi raczej przyszedł na myśl solowy Hammill z przełomu lat 70. i 80... |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|