 |
Muzyczne Dinozaury i ich następcy
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Artur.O singel kompaktowy

Dołączył: 11 Sie 2019 Posty: 428 Skąd: Szczecin
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Dawidsu cylinder Edisona

Dołączył: 10 Gru 2019 Posty: 15
|
Wysłany: 16.04.2020, 14:16 Temat postu: |
|
|
Hehe, trudne pytanie.
Początkowo oczywiście mianem popu określano muzykę popularną. I w sumie tak zostało, zmieniło się tylko brzmienie. W całej historii popu pojawiają się nurty, które wraz ze zdobywaniem popularności zyskują własną nazwę. Czy przestają być popem? Kto to wie! Jeśli stają się zbyt trywialne mogą stworzyć własny podgatunek, jak np. country pop (często ten przyrostek ma negatywny wydźwięk - nie zawsze słusznie).
Dla mnie pop ma wiele znaczeń - niekiedy dopinam tę metkę do muzyki, którą inni mogliby nazwać easy listening. Czasem po prostu do chwytliwych melodii, które nie idą stanowczo w żadną stylistykę. Przykładem jest choćby Bing Crosby. Czy śpiewał jazz? Na pewno. Czy śpiewał też ładne, choć niewymagające melodie? Owszem.
Pop się zmienia, jak każdy wie. Dlatego, że istnieli wykonawcy, którzy grali pop i jednocześnie wyznaczali w nim nowe kierunki - jak np. Beatlesi. Wg mnie wiele ich utworów to właśnie ówczesny pop (a nie np. rock'n'roll).
No i oczywiście popem też mógłbym nazwać utwory mało artystyczne, a starające się jedynie wpasować w ówczesne trendy, tylko po to, żeby się spodobać i nabić kabzę. Spodziewam się, że każdy muzyk czy artysta pragnie w jakimś stopniu uznania (czy popularności). Nie widzę nic złego w tworzeniu niekoniecznie ambitnych, ale przyjemnych melodii, nawet gdy twórcą kieruje nic więcej, niż pazerność. Szkoda tylko, że ogólne trendy w dzisiejszej muzyce popularnej są dla mnie całkowicie nieznośne. Ale to już inna historia.
Więc pojawia się pytanie - czy pop w ogóle istnieje? Czasem skłaniałbym się do odpowiedzi "nie". To sztuczny termin, który służy do określenia wielu utworów, celem uniknięcia utonięcia w otchłani coraz to nowszych klasyfikacji (które często i tak powstają). Ale jednak częściej uznaję jego istnienie - i użyteczność. Ponoć nie istnieje coś takiego, jak ryba. Niektóre gatunki są od siebie bardzo odległe pod względem ewolucji. Ale każdy dobrze wie, że ryba to ryba. I byłoby kiepsko, gdybyśmy zaczęli rozkładać to na najmniejsze szczegóły. I chyba podobnie jest z popem.  |
|
Powrót do góry |
|
 |
Yer Blue remaster

Dołączył: 17 Wrz 2007 Posty: 2267 Skąd: Bielsk Podlaski
|
Wysłany: 16.04.2020, 20:07 Temat postu: |
|
|
gharvelt napisał: | Artur.O napisał: | Jest jeszcze określenie pop progresywny, które ponoć jest jeszcze czymś innym - jednak sam nie wiem, co to oznacza i nigdy go nie używam. |
Tak, to już faktycznie przedziwne określenie. Art pop, choć sprawia wrażenie pojęcia wewnętrznie sprzecznego, jest dla mnie jeszcze możliwy do wytłumaczenia i nawet zrozumiały, natomiast ten twór już nie. Odnoszę wrażenie, że bywa stosowany w celu oznaczenia tych płyt wykonawców wywodzących się z rocka progresywnego, którzy zaczęli tworzyć lżejszą i bliższą popowi muzykę, np. jak ten album. |
Określenie progresywny pop brzmi trochę jak ballada thrash metalowa albo jazz z wpływami disco polo. Oksymoron
Jedyną płytą, która mi jakoś tam pasuje do tego dziwnego terminu jest "The Seeds Of Love" Tears For Fears. Są tam długie, skomplikowane formalnie kompozycje, brzmieniowy i aranżacyjny przepych, ale jednocześnie melodyjność i przebojowość materiału sięga zenitu. Jakimś cudem da się pogodzić tak 2 odległe światy jak prog i pop, ale to są totalne wyjątki. |
|
Powrót do góry |
|
 |
WOJTEKK box z pełną dyskografią i gadżetami

Dołączył: 12 Kwi 2007 Posty: 21574 Skąd: Lesko
|
Wysłany: 16.04.2020, 20:54 Temat postu: |
|
|
Określenie "progressive pop" było to coś w rodzaju prostego przełożenia z "progressive jazz", funkcjonowało dość krótko w połowie lat 60-tych i dotyczyło min. takich wykonawców jak Cream i Yardbirds. Czyli de facto termin już bardzo dawno zmurszały i zapomniany. _________________ Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.
http://artrock.pl/ |
|
Powrót do góry |
|
 |
Leptir zremasterowany digipack z bonusami

Dołączył: 04 Wrz 2010 Posty: 7348
|
Wysłany: 16.04.2020, 21:31 Temat postu: |
|
|
Ogólnie ten termin "progressive pop" uważam za mocno nieszczęśliwy - bo faktycznie jak go rozłożyć na części składowe to wychodzi absurd. Progresywny - zaawansowany, poszukujący i pop - popularny, komercyjny, przebojowy? Wyjąwszy jednak tę zamierzchła terminologię z lat 60. to stosuje się go albo do zespołów progresywnych, które poszły w stronę piosenkową, popową - jak Genesis czy cyferkowy Yes, bądź Moodies z tych bardziej popowych albumów. A najczęściej do współczesnych quasi-popowych eksperymentów w rodzaju School of Seven Bells, ta nieszczęsna eFKA Twigs, czy różne tam Telefon Tel Aviv czy M83. Ma tu chodzić o to, że popowe melodyjki czy rozwiązania konstrukcyjne utworów bywają dekonstruowane, wykręcane, same kawałki są dość dziwacznie aranżowane itp. itd. Tak to przynajmniej ja rozumiem.
A już mniej serio to jeśli odczytywać ten "progressive pop" jako niemelodyjny i nieprzebojowy pop to można go odnieść właściwie w ogóle do całego współczesnego popu.  _________________ „You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray) |
|
Powrót do góry |
|
 |
Paweł epka analogowa
Dołączył: 02 Wrz 2019 Posty: 812
|
Wysłany: 16.04.2020, 22:30 Temat postu: |
|
|
Terminem progressive pop określa się też często zespoły typu Supertramp czy 10cc, czyli grupy już z lat 70., które jednak stricte progresywnie nigdy nie grały. Może chciały, ale jednak stawiały na piosenkowość.
Pół żartem, pół serio: termin progressive pop dotyczy popowych piosenek, które trzeba skrócić o 4-5 minut, żeby puścić je w radiu.  |
|
Powrót do góry |
|
 |
WOJTEKK box z pełną dyskografią i gadżetami

Dołączył: 12 Kwi 2007 Posty: 21574 Skąd: Lesko
|
Wysłany: 17.04.2020, 07:32 Temat postu: |
|
|
Yes coś takiego robiło. Vide I've Seen All Good People -> Your Move _________________ Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.
http://artrock.pl/ |
|
Powrót do góry |
|
 |
WOJTEKK box z pełną dyskografią i gadżetami

Dołączył: 12 Kwi 2007 Posty: 21574 Skąd: Lesko
|
Wysłany: 17.04.2020, 07:34 Temat postu: |
|
|
Leptir, daj spokój, męczysz się z czyms co jakieś brytyjskie pismaki wymyśliły ponad 50 lat temu, tylko dlatego, że nie mieli zielonego pojęcia jak ogarnąć całą falę nowych zespołów, które się wyłamały z formy prostych beatowych piosebek. _________________ Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.
http://artrock.pl/ |
|
Powrót do góry |
|
 |
Leptir zremasterowany digipack z bonusami

Dołączył: 04 Wrz 2010 Posty: 7348
|
Wysłany: 17.04.2020, 10:06 Temat postu: |
|
|
No faktycznie - uznać Cream za jakikolwiek pop to interesująca dewiacja...  _________________ „You can be in paradise only when you do not know what it is like to be in paradise. As soon as you know, paradise is gone.” (John Gray) |
|
Powrót do góry |
|
 |
WOJTEKK box z pełną dyskografią i gadżetami

Dołączył: 12 Kwi 2007 Posty: 21574 Skąd: Lesko
|
Wysłany: 17.04.2020, 11:26 Temat postu: |
|
|
w tym czasie też wymyślono termin progressive rock i też to miało podobny sens. A teraz to każdy znafca rozkminia po kawałku nie wiedząc, że to związek frazeologiczny i tego nie rozpatruje się po kawałku. _________________ Nie ma ludzi niezastąpionych. Oprócz The Rolling Stones.
http://artrock.pl/ |
|
Powrót do góry |
|
 |
bananamoon singel kompaktowy

Dołączył: 20 Wrz 2017 Posty: 402
|
Wysłany: 28.12.2020, 17:00 Temat postu: |
|
|
Crazy zainicjował wątek tak wielotorowo, że nie sposób odnieść się wiążąco do wszystkich jego zaczynów...
A w matematycznym uproszczeniu - co jest popem, a co nie jest? - natknąłem się na ciekawe, baaaaa, dwuznaczne rozszczepienie wyjściowego "fundamentu / schematu pojmowania".
Pamiętacie tytułowy utwór z płyty "Night Ride Home" oraz Number One z krążka "Chalk Mark In A Rain Storm" Joni Mitchell?
Na pozór wydaje się, że to przesiąknięte popem - fakt, stylowym i niepowtarzalnym - ale jednak popem lat osiemdziesiątych, a przynajmniej podszyte aranżacyjnymi naleciałościami, modą i stylem tamtych lat, kompozycje (niektórym ten szyk przeszkadza)...
...tak pamiętamy klasyczne już płyty / piosenki z epoki...ale okazuje się, że Joni Mitchell może "na zawołanie", przekształcić owe utwory w godne podziwu pieśni (!), nadać im nową jakość i wydobyć z nich trzewia podtekstu...które z "popem" mają już niewiele wspólnego.
Przykład z jutjuba - spektakularne wykonanie wspomnianych utworów - śpiew i gitara, tak po prostu - to już nie jest pop, nie-pop...to magia, to Muzyka!
https://www.youtube.com/watch?v=oCTnXz7Lc8E |
|
Powrót do góry |
|
 |
esforty remaster
Dołączył: 26 Sty 2010 Posty: 2111 Skąd: Łódź
|
Wysłany: 01.01.2021, 18:27 Temat postu: |
|
|
Bardzo ciekawe spostrzeżenie. Jak rozumiem, wzmacniasz znaczenie formy dla końcowego efektu. Podzielam, a wybór Joni , jako ilustracji owej istotności nie mógłby, chyba, być lepszy. Niepodważalny wzlot.
Ja podrzucę toporny, cokolwiek, przykład takiej zależności. Oto szlagier końca lat 70-tych, calypso nakręcane marszem wojskowym:
https://www.youtube.com/watch?v=ta42xU2UXLA
i jak daleko można było zdryfować:
https://www.youtube.com/watch?v=MoTkcYXWAJM
A wracając do p. Mitchell potrafiła też i w drugą stronę. Jeśli, jeszcze udało się zachować, szlachetne proporcje w roku 2000 (Both Sides Now),pewnie dlatego, iż autorsko to były dwa numery i retrospekcyjnie nie odziałowywała tak silnie, to już <kobyła> z 2002 Traveloque, poza staranną edycją (reprodukcje obrazów Artystki), przyniosła przyciężkie, orkiestrowo rozdęte, aranżacje Jej piosenek, które wcześniej fruwały nad głową słuchacza, a tu nabrały <wdzięku> tonącego tankowca. Nawet te smutne piosenki, czyli większość. Vince Mendoza powinien za tę robotę dostać po mordzie . _________________ Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami |
|
Powrót do góry |
|
 |
akond kaseta "metalówka"

Dołączył: 04 Wrz 2020 Posty: 261 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: 01.01.2021, 22:07 Temat postu: |
|
|
A ja mam duży sentyment do Travelogue, choć nie cenię tej płyty już tak wysoko, jak kiedyś.
Za sentyment w znacznym stopniu odpowiada fakt, że tak się złożyło, że był to pierwszy album Joni w mojej kolekcji (choć zdecydowanie nie pierwszy, który poznałem). Ze sporą częścią zawartych na nim kompozycji zaznajomiłem się więc poprzez te rozdęte orkiestrowe aranżacje - i nie znielubiłem JM na zawsze .
Wygłoszę nawet herezję, że kilka z nich wolę w tych wersjach (choć dzisiaj mam na półkach również niemal wszystkie płyty zawierające ich oryginały) - jak choćby The Sire of Sorrow.
Dzisiaj traktuję Travelogue trochę jak niekonwencjonalną realizację idei Greatest hits (zwykłych kompilacji generalnie nie trawię i posiadam je w ilościach śladowych) - i z tej roli krążek wywiązuje się bez zarzutu.
. |
|
Powrót do góry |
|
 |
bananamoon singel kompaktowy

Dołączył: 20 Wrz 2017 Posty: 402
|
Wysłany: 07.01.2021, 12:02 Temat postu: |
|
|
- esforty
Rozumiem, że nie podoba Ci się "Travelogue"...po części jestem w stanie zrozumieć Twoją negatywną ocenę albumu, szczególnie kiedy przywołujesz "latające nad głowami", akustyczne, natchnione pieśni z epoki (!) - nie sposób tych światów zestawić ze sobą.
Z drugiej strony, w porównaniu z "wysypem" płyt (skleconych naprędce, dla pieniędzy), których "autorami" są podstarzałe, rockowe "gwiazdy", wystrojone w garnitury, podparte na scenie / w studiu, instrumentalnie skacowanymi pseudo-orkiestrami, grającymi oberki w rytm zmiękczonych do przesady drum-bass-guitar "hymnów"..."Travelogue" jawi się jako ożywcza oaza przenikających się znaczeń, jako opoka świadomości i spokoju.
Sporo racji ma akond, który "Travelogue" traktuje jak swego rodzaju podsumowanie twórczości Joni Mitchell (chociaż typowa, przekrojowa, także świetnie wydana od strony graficznej, "Dreamland" jest w moich uszach bardziej "słuchalna" - w zasadzie nie kojarzy się z irytującymi przypadłościami składaka).
Myślę, że w powszechnie obiektywnej (pozytywnej - he, he) ocenie płyty, nie tylko zawiniła orkiestra i dyrygent (można było pokusić się o bardziej wyszukane aranże - orkiestrowy wszechświat klasyki aż prosił się o przepoczwarzenie tych utworów w nowy, nieszablonowy byt), ale także sama Joni Mitchell, której "przepalony" / jednostajny wokal powoli zaczął osiadać na smrodzie petów w popielniczce (he, he).
Ten niesamowity, jedyny w swoim rodzaju śpiew...ta niepowtarzalna fraza, ta interpretacyjna lekkość, ten szyk i precyzja intonacji głosu, została przez Joni Mitchell wskrzeszona po części na albumie "Shine" - jedynej płycie artystki, która do mnie nie przemawia w całości...
Podziwiam Joni Mitchell, w wielu wymiarach...podziwiam ją za prawdopodobnie najtrudniejszą decyzję...ostatni publiczny występ, ostatni album...koniec. |
|
Powrót do góry |
|
 |
esforty remaster
Dołączył: 26 Sty 2010 Posty: 2111 Skąd: Łódź
|
Wysłany: 07.01.2021, 12:46 Temat postu: |
|
|
W zaistniałej sytuacji, nie pozostaje mi nic innego, jak użyć formuły odwróconej z użyciem liczby mnogiej:
Rozumiem, że Wam podoba się "Travelogue".
Głównie dlatego, że w wyścigu:
<Kto bardziej lubi Joni Mitchell> przyjmę każde warunki pojedynku
Miałem się odnieść, do różnicy zdań w wątku plebiscytowym "1976", żeby nie zaburzać tego tematu, ale nie wypada milczeć tak bez końca .
Jest to kwestia osobistych preferencji estetycznych, tak myślę. Na Travelogue, są dwie piosenki z Hejiry: tytułowa i Amelia. Kiedy zestawiam te wykonania to:
-wobec tych z 76 , jestem bezradny, rozpływam się. Kiedy je usłyszałem po raz pierwszy i drugi (gdzieś tak w połowie 77), jeszcze o tym nie wiedząc, byłem już w innym świecie i przepraszam za tę metaforę.
- a gdy odtwarzam sobie te z 2002 , to czuję się jakbym na koncercie Joni zajął najtańsze i najmniej atrakcyjne miejsce sali.
P.S. To o podstarzałych i podpierających się... w punkt! _________________ Nie ma takiego naleśnika, który nie wyszedłby na dobre. H. Murakami |
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|